Po słowach „zgubiłem się” wszystko pod stopami Jacka zniknęło.
Ron zdążył już pokłócić się z Deanem Thomasem o piłkę nożną. Nie mógł zrozumieć, jak można się podniecać grą, w której jest tylko jedna piłka, a graczom nie pozwala się latać. Harry przyłapał kiedyś Rona na nakłuwaniu cyrklem plakatu Deana, przedstawiającego drużynę West Ham w akcji; Ron twierdził, że chciał po prostu zmusił piłkarzy do ruszenia się z miejsca.
- To są doktorzy? - zapytał cicho Rona.
- Doktorzy? - powtórzył zaskoczony Ron. - Masz na myśli tych pokręconych mugoli, którzy patroszą ludzi? Nie, to są uzdrowiciele.
- Rodzice - powiedział - nie powinni porzucać swoich dzieci, chyba że...chyba że są do tego zmuszeni.
To jest gość, ten Dumbledore, nie? Póki jest z nami, nie ma co pękać.
- Tak, zgubiliśmy się razem — potwierdził Gwiazdkowy Prosiaczek. — Wypadliśmy z kieszeni właściciela.
— Ech, te dzieciaki! — prychnęła, po czym oddarła dwa kolejne niebieskie bilety i wręczyła je Jackowi oraz Gwiazdkowemu Prosiaczkowi. — Połowa Rzeczy trafia tu z powodu niedbalstwa tych małych łobuzów. Kiedy jest cicho, słyszymy, jak płaczą Na Górze. Powinni lepiej pilnować swoich misiów, jeśli nie chcą, żeby Lamus je dopadł, prawda?
- Myślisz, że jestem głupi i naiwiny? - zapytał Harry.
- Nie, myślę, że jesteś taki jak James, który zawsze uważał, że splamiłby honor, gdyby nie ufał swoim przyjaciołom.
NEWT
Nie musi się pan już niczego obawiać
JACOB
Ktoś ci kiedyś uwierzył, jak powiedziałeś coś takiego?
NEWT
Uważam, że obawy tylko podwajają cierpienie.
- Strach jest rzeczą naturalną - powiedział Dumbledore.
Chęć zaimponowania Cho należała do przyszłości, która jakby już go nie dotyczyła. To samo czuł w odniesieniu do wielu innych rzeczy, na których tak bardzo mu zależało przed śmiercią Syriusza. Tydzień, który minął od chwili, gdy po raz ostatni widział Syriusza, wydawał się bardzo długi: rozciągał się między dwoma światami – tym Syriuszem, i tym bez niego.
Mogliśmy wszyscy zginąć – lub co gorsza, zostać wyrzuceni ze szkoły – Hermiona Granger.
Pieniądze, nieśmiertelność.. tylko pomyśl Harry wszystko czego chciałby każdy śmiertelnik. Ale ludzie są najlepsi w wybieraniu tego co dla nich najgorsze.
(...) mam nadzieję, że nawet jeśli nie zapamiętacie ani jednego z moich słów, wspomnicie przesłanie Seneki, starego Rzymianina, którego napotkałam po ucieczce w głąb korytarza filologii klasycznej, gdzie schroniłam się przed szczeblami kariery, w poszukiwaniu starożytnych mądrości: "I w sztuce, i w życiu tak samo: nieistotne jak są długie, lecz jak dobre".
Hej! Stop stop stop! Jeszcze komuś tym oko wydłubiesz. Poza tym mówisz to źle, jest leviOsa a nie leviosA - Hermiona.
No bo, mamo, coraz bardziej cię doceniamy, od kiedy musimy sami prać skarpetki.
- Oskarżył mnie, że jestem ,,ślepo oddanym człowiekiem Dumbledore'a''.
- Cóż za prostactwo!
- Powiedziałem mu, że ma rację.
- Harry, NIE!
Hermiona złapała go z tyłu za szatę. W ostatniej chwili, bo nagle usłyszeli śpiew. To Hagrid szedł powoli do zamku, podśpiewując i zataczając się lekko. W ręku trzymał wielką butlę.
Pani Pomfrey podeszła żwawym krokiem do łóżka Harry'ego. Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. Niosła największy blok czekolady, jaki widział w życiu. Wyglądał jak mała cegła.
— Ach, obudziłeś się! — powiedziała raźnym głosem.
Położyła czekoladę na stoliku obok łóżka i zaczęła rozbijać blok małym młoteczkiem.
(...) Najwidoczniej od samego początku uważali, że sami go złapią. Do tej pory wiele im się udawało i obawiam się, że mieli o sobie zbyt wysokie mniemanie...No i, oczywiście, dyrektor zbyt często pozwalał na wszystko temu Potterowi...
— Ach, Snape...No cóż, to przecież Harry Potter, sam pan rozumie...wszyscy przymykamy oko na jego wybryki...