- To są doktorzy? - zapytał cicho Rona.
- Doktorzy? - powtórzył zaskoczony Ron. - Masz na myśli tych pokręconych mugoli, którzy patroszą ludzi? Nie, to są uzdrowiciele.
Chęć zaimponowania Cho należała do przyszłości, która jakby już go nie dotyczyła. To samo czuł w odniesieniu do wielu innych rzeczy, na których tak bardzo mu zależało przed śmiercią Syriusza. Tydzień, który minął od chwili, gdy po raz ostatni widział Syriusza, wydawał się bardzo długi: rozciągał się między dwoma światami – tym Syriuszem, i tym bez niego.
- Ron, mamy zaprowadzić pierwszoroczniaków!
- A, prawda - rzekł Ron, który najwyraźniej o tym zapomniał. - Hej! Hej, wy Karzełki!
- RON!
- No bo oni są tacy malutcy...
No więc, jak pani widzi, zaraz...bo nie wim...widzi pani? Przerabiamy dziś testrale...
- Za późno, Harry...
- Możemy go wyciągnąć...Harry szarpał się z nim rozpaczliwie, ale Lupin go nie puszczał.
- Już nic nie możesz zrobić, Harry.. nic...On odszedł...
- Co ty robisz, Potter? - zapytał Snape zimnym jak zwykle głosem, podchodząc do nich.
- Namyślam się, jaką klątwę rzucić na Malfoya, panie profesorze - odrzekł Harry ze złością.
Lubię słuchać, jak mama wydziera się na kogoś innego. (...) To taka miła odmiana.
Harry poczuł się całkowicie oszołomiony. Koń stał tuż przed nimi, połyskując w mdłym świetle, sączącym się przez okna stacji, w mroźnym powietrzu z nozdrzy buchała mu para. Ale jeśli Ron nie udawał - w końcu byłby to bardzo głupi i trochę przydługi dowcip - to w ogóle go nie widział.
- TO co, może jednak wsiądziemy? - zapytał niepewnym tonem Ron, patrząc z troską na Harry'ego.
- Tak...Tak, wsiadaj...
- Wszystko w porządku - rozległ się śpiewny głos tuż obok niego, gdy Ron zniknął w ciemnym wnętrzu powozu. - Nic ci nie jest, nie zwariowałeś. Ja też je widzę.
- Widzisz? - zapytał z nadzieją Harry, odwracając się do Luny Lovegood.
W jej wielkich, srebrzystych oczach dostrzegł odbicie skrzydlatych koni.
- No jasne. Widziałam je od samego początku, od pierwszego przyjazdu do Hogwartu. One zawsze ciągną nasze powozy. Nie przejmują się. Jesteś tak samo zdrowy na umyśle jak ja.
Nie jesteś w cale złym człowiekiem, jesteś dobrym człowiekiem któremu przytrafiło się dużo złych rzeczy.
- Skoro śmierć jest niczym, Dumbledore, to zabij tego chłopca…
Niech ten ból już się skończy, pomyślał Harry. Niech nas zabije… Kończ, Dumbledore… Śmierć jest niczym w porównaniu z tym…
I znowu zobaczę Syriusza…
I gdy serce Harry’ego wypełniło uczucie, wężowe sploty nagle z niego opadły, ból ustał.
Dudley ryknął ochrypłym śmiechem, a potem zaczął wykrzykiwać piskliwym głosem:
- Nie zabijaj Cedrika! Nie zabijaj Cedrika! Kim jest ten Cedrik? To twój chłopak?
- A skąd ci przyszło do głowy, że nie jestem odważny w łóżku? - zapytał Harry, całkowicie zbity z tropu. - Niby czego mam tam się bać, poduszek, czy może czegoś innego?
Najbardziej upalny dzień lata powoli dogasał i między dużymi, klockowatymi domami przy Privet Drive zaległa senna cisza.
Przed chwilą trochę pocieszył [Ron] Harry'ego opowieścią o swoim przypadku: powiedział egzaminatorowi, że w kryształowej kuli zobaczył brzydkiego faceta z brodawką na nosie, a kiedy spojrzał na egzaminatora, zorientował się, że to jego właśnie dokładnie opisał.