Nie wziąłem od was nic, o! wielkoludy,
Prócz dróg zarosłych w piołun, mech i szalej,
Prócz ziemi, klątwą spalonej, i nudy...Samotny wszedłem i sam błądzę dalej.
Dwie koleżanki posłanki (Izabela Jaruga-Nowacka, Jolanta Szymanek-Deresz), marszałek Szmajdziński. Wczoraj składałem mu życzenia z okazji 58 rocznicy. Pytał mnie jak to jest, kiedy przekracza się sześćdziesiątkę. Powiedziałem mu, że niedługo się przekona. (...) Znaliśmy się od wielu wielu lat. Zawsze w moim życiu był obecny, życiu politycznym. Trudno mi się oswoić, że jego już nie ma. Cały czas mam wrażenie, że go usłyszę, albo do niego zadzwonię. Zresztą jak się dowiedziałem, że ten samolot się rozbił i że on był na pokładzie, to wziąłem telefon i zadzwoniłem do niego z nadzieją, że to nieprawda. Ale niestety jego komórka milczała.(...) Pamiętajmy, że ludzi nie można zastąpić. Już nie będzie drugiego Lecha Kaczyńskiego, nie będzie Jerzego Szmajdzińskiego.
Najlepszą rzeczą chroniącą przed brakiem motywacji jest myślenie o tych wszystkich ludziach, którzy nie mają Dharmy, którzy jedzą, piją, idą spać, idą do toalety, dzień po dniu. Nic w ich życiu się nie wydarza prócz tego, że stają się coraz starsi.
Bo wargi obcej kobiety ociekają niczym plaster miodu, a jej podniebienie jest gładsze niż oliwa. Lecz to, co po niej pozostaje, jest gorzkie jak piołun (...).
Wziąłem pistolet w rękę, wycelowałem i strzelałem po prostu.
Otoczyło ich zielonkawe światło i miejscami mogli zaglądać w głąb puszczy po obu stronach ścieżki. Lecz mimo tego przejaśnienia nie zobaczyli nic prócz nie kończących się szeregów siwych, prostych pni, jakby filarów jakiejś olbrzymiej, tonącej w półmroku sali.
Wiesz, jestem fanem Bruce’a Lee. Od zawsze. No i był taki film, niezbyt zresztą dobry, a w zasadzie żaden: „Last dragon”. On miał być niby o tym moim ulubieńcu, a był o takim czarnym kolesiu z getta, który się nazywał Bruce Leroy. I tak dla żartu to sobie wziąłem. Wcześniej miałem inny pseudonim.
Poszedłem nawet raz na spotkanie klubu "Gazety Polskiej". Wziąłem ochronę - taką wynajętą na godziny. Wiedziałem, że zadbają, aby nic mi się nie stało, ale chciałem pokazać, że traktuje te zebranie jak zlot dzikich ludzi. [...] Udawali, że mnie nie widzą. Napisałem potem z tego relację do gazety.
Najbardziej boję się ludzi małych, niezdolnych, nieutalentowanych. (...) Sądzę, że każdy może znaleźć swoje miejsce, że może się spełnić w swoim życiu. Otóż najbardziej boję się tych, którzy nie mając predestynacji, zajmują stanowiska, do których nie są powołani. Bo w tych ludziach małych rodzi się właśnie nikczemność, rodzi się największy obszar nikczemności.
To oni właśnie czyhają na nas, są podejrzliwi, posądzają nas bez przerwy o coś. Mówiąc już "Dzień dobry", nie wierzą w to dobre życzenie. Patrzą na nas, przypisując nam wszystkie możliwe machinacje, prócz tego, że jesteśmy uczciwi i że nic złego nie mamy na myśli, ponieważ sami są w fałszywej sytuacji.