Gdy się kogoś kocha, ma się naturalnie większą ochotę całować go niż na przykład bić.
Naród polski bynajmniej nie stanowi większości wśród ludności zamieszkującej tereny Rzeczypospolitej w jej aktualnych granicach. Większą część tej ludności stanowią tubylcy, bezwyznaniowi, beznarodowi niezależnie od tego, co tam mają wpisane w dowód osobisty i co nawet na własny użytek deklarują.
Pewne historie mają w sobie magię archetypu. Zawierają jakąś tajemnicę, dotyczącą ludzkich losów, wyborów, granicy między wolą a przypadkiem. Kiedy w takiej jednej historii wszystko to się zbiegnie, to historia ta zaczyna intrygować. Kiedy ma się w sobie choć odrobinę wrażliwości, drąży się do odgadnięcia tajemnicy i sensu tych zdarzeń. Ma się ochotę je opowiedzieć, bo wydaje się, że wtedy ten sens się odnajdzie. Zwykle się nie odnajduje, ale sam proces dochodzenia do poznania jest intrygujący.
Kiedy zbliżamy się do prędkości światła, energia takiego ciała zaczyna gwałtownie rosnąć. Gdybyśmy chcieli rozpędzić ciało posiadające masę do prędkości równej prędkości światła, musielibyśmy w to wpakować nieskończoną ilość energii, czym nikt nie dysponuje. [...] Gdybyśmy mieli obiekt poruszający się z prędkością nadświetlną, nie bylibyśmy w stanie go spowolnić do prędkości podświetlnej. Gdyby obiekty nadświetlne istniały – a nie wiemy, czy istnieją – to wiadomo, jak by się zachowywały. Otóż miałyby energię tym większą, im wolniej by się poruszały, więc gdybyśmy chcieli spowolnić je do prędkości mniejszej od prędkości światła, też musielibyśmy włożyć w to nieskończoną energię. Możemy zatem zbliżać się do prędkości światła z obu jej stron, ale nie możemy jej osiągnąć.
Jak widzę tolerancyjnego socjalistę z ludzką twarzą – to mam ochotę wymierzyć solidnego kopa w środek tej twarzy.
Nie znoszę tych z „Prawa i Sprawiedliwości” – bo oni „Sprawiedliwość” rozumieją na sposób kogoś z filmu „Sami swoi” (nie oglądałem, ale wszyscy to cytują…): „Prawo – Prawem… ale Sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.
To nie ja mam się podlizywać wyborcom, to oni muszą mieć na mnie ochotę.
W mojej próżności, której nie jestem pozbawiony, mogę myśleć, że odniosłem sukces literacki. Jednocześnie sceptyk, który jest we mnie równie silny jak zarozumialec, podpowiada, że to nie dlatego, że napisałem tak dobrą książkę. Raczej dlatego, że w tym korowodzie próżności celebryckiej pracuje na mnie opinia kogoś, komu powiodło się w życiu i w ten czy inny sposób jest przez pewien czas na tapecie. To jest główny powód nabywania książki, a nie przeświadczenie, że jest ona literacko dobra.
Musimy mieć kogoś w kierownictwie Panoramy. W koalicję wchodzi się po to, że jakieś stanowiska się bierze.
Moja rola była kompletnie inna. Można powiedzieć dobra i zła. Może byłem gdzieś niezręczny i kogoś wsypałem, ale nie to, że byłem agentem. Nie to, że chciałem kogoś zdradzić. Nie byłem agentem, nie pracowałem na tamtą stronę (...). Przysięgam i niech mnie szlag trafi, jeśli kłamię.
Lub robić coś… Kochaj kogoś… Nie bądź gałganem… Żyj poważnie!