Mam potrzebę opowiadania historii. I nigdy nie jestem do końca zadowolony /z rezultatu/.
Wydaje mi się, że każdy rozsądny człowiek musi dostrzegać, że przemoc nie zmienia świata, a jeśli już, to tylko na chwilę.
Istnieją dwa rodzaje przeciwności, z którymi musisz walczyć. Pierwsza to pieniądze, ale to tylko nasz system. Druga to ludzie wokół ciebie, trzeba wiedzieć, kiedy przyjąć ich krytykę, a kiedy powiedzieć „nie”.
Jeśli nadal będę kręcił filmy o Nowym Jorku, prawdopodobnie będą one osadzone w przeszłości. Niewiele wiem o „Nowym” Nowym Jorku. To nie tak, że jestem przeciw współczesnemu kinu. Ogólnie jestem na to otwarty, ale nowe kolory miasta, nowy Times Square, trochę mnie szokują. Chyba utknąłem w zakrzywieniu czasu.
Nie ma czegoś takiego jak bezsensowna przemoc. Miasto Boga (2002 r.), czy to bezsensowna przemoc? To rzeczywistość, to prawdziwe życie, ma to związek z ludzką kondycją. Będąc zaangażowanym w chrześcijaństwo i katolicyzm, kiedy byłem bardzo młody, miałem tę niewinność, nauki Chrystusa. W głębi duszy chce się myśleć, że ludzie są naprawdę dobrzy, ale rzeczywistość to przerasta.
Młodszym filmowcom i studentom zawsze powtarzam: róbcie to tak, jak kiedyś malarze... Studiujcie starych mistrzów, wzbogacajcie swoją paletę, rozwijajcie płótno. Zawsze jest o wiele więcej do nauczenia się.
Filmy poruszają nasze serca, pobudzają naszą wizję i zmieniają sposób, w jaki postrzegamy rzeczy. Zabierają nas w inne miejsca. Otwierają drzwi i umysły. Filmy to wspomnienia naszych czasów, musimy utrzymać je przy życiu.
Nie oglądam ich. Próbowałem, ale to nie jest kino. Są dobrze zrobione, aktorzy dają z siebie wszystko biorąc pod uwagę okoliczności, ale najbliżej im do parków rozrywki. Nie jest to kino, w którym istoty ludzkie starają się przekonać emocjonalne i psychologiczne doświadczenia innych istot ludzkich.
Prawie nic nie można teraz mówić o mniejszościach. Bardzo trudno jest w ogóle otworzyć usta.
Nowy Jork to jeden wielki tygiel, w którym od zawsze było miejsce na wszystko.
(…) mam wrażenie, że początki amerykańskiego państwa to epizod do tej pory spychany na margines. Przez całe dziesięciolecia zbywano ten temat milczeniem. Zupełnie jak w rodzinie, która ukrywa jakąś wstydliwą tajemnicę z przeszłości. Są sprawy, o których nie mówimy, są ludzie, do których się nie odzywamy. Mam jednak wrażenie, że sytuacja się powoli uspokaja, normalizuje. O pewnych rzeczach wolno już opowiadać.
Harvey Weinstein często żartuje, że dla niego wymarzony film to taki, który można by wprowadzić na ekrany w sekundę po nakręceniu ostatniego ujęcia.
Grzechów nie odkupuje się w kościele, ale na ulicy i w domu…
Gangster nie jest człowiekiem społecznie akceptowanym. Z kolei ktoś, kto zarabia fortunę dzięki istniejącemu systemowi, nie przebierając w środkach, jest OK.