W Los Angeles roi się od dziwaków, można mi wierzyć. Mnóstwo jest takich, którzy nigdy nie byli na autostradzie o 7: 30 rano ani nie odbili karty w pracy, nawet nie mieli żadnej roboty i nie zamierzają się o nią starać, nie mogą, nie umieją, prędzej umrą niż będą żyli konwencjonalnie. W pewnym sensie każdy i każda z nich jest geniuszem na swój sposób, walczy z oczywistością, płynie pod prąd, traci rozum, żyje trawką, winem, whiskey, sztuką, samobójstwem, czymkolwiek oprócz wspólnego mianownika. Upłynie trochę czasu, zanim wszystkich nas zrównają z ziemią i zmuszą do kapitulacji.
Nie żałuję większości rzeczy, które zrobiłam w życiu, więc tak naprawdę nie mam żadnych poważnych żalów. Ale powiem tak, jest mnóstwo ludzi, których o których chciałabym zapomnieć. To rodzaj syndromu Los Angeles.
Kocham Los Angeles. Kocham Hollywood. Są piękne. Każdy jest tam platikowy, ale ja kocham plastik, chcę być plastikiem.
Zdarzyło mi się mieszkać w Los Angeles i jest to prawdopodobnie jedno z najbardziej toksycznych środowisk na ziemi. Ludzie żyją tam i wiedzą, że powietrze [smog] jest zabójcze. Wiedzą, że powietrze w Los Angeles wpływa na dzieci. Mówi się, że dorastanie w Los Angeles jest równoznaczne z wypaleniem półtorej paczki papierosów w ciągu dzieciństwa. To przerażające kiedy popatrzysz na powietrze i zobaczysz jak wygląda.
W hollywood moralność dziewczyny jest mniej ważna niż jej fryzura. Jesteś oceniana po tym jak wyglądasz a nie kim jesteś. Holllywood jest miejscem gdzie płacą Ci 1000 dolarów za pocałunek i 50 centów za duszę. Wiem to bo często odrzucałam pierwsze oferty i brałam te za 50 centów.
Tak, bo to jest proste życie w Kalifornikejszon. Oglądała pani ten serial to właśnie tak jest na serio.
Tam faktycznie najbardziej liczy się talent, przepraszam ale ciężka praca przede wszystkim i trzeba naprawdę się nauczyć, że każdy sukces większy czy mniejszy tak naprawdę nie ma znaczenia, bo trzeba właśnie mieć gdzieś tam swoją własną hierarchę wartości i nie poddawać się. I dystans zdecydowanie.
Los Angeles jest też takim miejscem gdzie spotykają się ludzie którzy mają jakieś pasje i mają jakieś marzenia, i jeżeli wyczuwasz że ktoś ma podobne ambicje do Ciebie i podobną siłe, i też jast tak otwarty na to co przyniesie los to myślę, że to zbliża.
Jeżdżę do Los Angeles tylko wtedy, kiedy mi za to płacą.
Nie przenoś się do Los Angeles dopóki nie masz tam pracy. To jedno z najbardziej frustrujących i przyprawiających o depresję miejsc. Problemem jest, że nie ma tam żadnego centrum, radziłbym zacząć gdzie indziej.
Los Angeles to o wiele bardziej smutne miasto niż mój kochany Dublin. Irlandczyków uważa się za smutasów. To bzdura! Mamy poczucie humoru i dystans do samych siebie, jak mało kto.