Umieść ten obrazek na swojej stronie / blogu, kopiując kod html poniżej, a co 10 minut pojawi się losowy cytat Alicji Bachledy-Curuś:
Ostatnio wysoko postawiony producent filmowy, przedstawiony mi przez moich znajomych Polaków, obraził bardzo Polskę. Wynikało to z niewiedzy i ignorancji, ale było bardzo niesmaczne. (...) Ostro zareagowałam mówiąc: "Cześć, jestem Alicja z Polski". Mimo że skoczyło mi ciśnienie, spokojnie zaczęłam obalać jego teorie, udowadniając, że jest ignorantem (...)
Na koniec stwierdziłam, że nie chcę przebywać w jego towarzystwie. On się strasznie zacietrzewił, a moi znajomi byli przerażeni moją postawą. Bo to taki wielki producent, a ja popsułam taką znajomość! Myślę, że on też był w szoku. Krążył koło mnie przez całe przyjęcie i... jednak na koniec mnie przeprosił.
Poznaliśmy się z Colinem na planie "Ondine". Wiedzieliśmy, że naszym uczuciem kieruje wyższa siła. Nie mieliśmy wobec siebie oczekiwań, poddaliśmy się temu uczuciu. Poszliśmy za ciosem, który przyniósł najwspanialszą konsekwencję w moim życiu.
Działalność artystyczna właśnie rozpoczęła się na współpracy z Panią Elżbietą Armatys w Akademii Pana Brzechwy. Miałam osiem lat gdy zapisałam się do tego zespołu. I to co zapamiętałam, i bardzo sobie za to cenię panią Elżbietę, to niezwykła pasja i zapał z jakim pracowała z nami i jaki nam się udzielał. Myślę, że tam po raz pierwszy zetknęłam się z piosenką, tańcem, aktorstwem.
Tam faktycznie najbardziej liczy się talent, przepraszam ale ciężka praca przede wszystkim i trzeba naprawdę się nauczyć, że każdy sukces większy czy mniejszy tak naprawdę nie ma znaczenia, bo trzeba właśnie mieć gdzieś tam swoją własną hierarchę wartości i nie poddawać się. I dystans zdecydowanie.
„Ondine” wiele zmienił. To był piękny czas obcowania z naturą. Miałam domek na plaży, z dala od miasteczka. Zanim rozpoczęły się zdjęcia, godzinami siedziałam na werandzie, obserwowałam przypływy i odpływy, wschody i zachody słońca, niesamowite niebo. To było wręcz duchowe doświadczenie.
Imię Tadeusz było oczywiste od początku, bo takie noszą mój tata, brat, dwóch dziadków, więc ono istnieje w mojej rodzinie od pokoleń. Z pierwszym imieniem był pewien kłopot, pojawiały się różne pomysły, ale żaden z nich nie przekonywał nas do końca. Kiedy wróciliśmy ze szpitala, popatrzyliśmy na dziecko, na siebie i w jednej chwili wszystko stało się jasne. To będzie Henry.
Los Angeles jest też takim miejscem gdzie spotykają się ludzie którzy mają jakieś pasje i mają jakieś marzenia, i jeżeli wyczuwasz że ktoś ma podobne ambicje do Ciebie i podobną siłe, i też jast tak otwarty na to co przyniesie los to myślę, że to zbliża.