Ludzie inteligentni na ogół nie są skłonni wierzyć w to, w co wierzą masy; taka postawa często przybliża ich do celu, kiedy indziej jednak dostają za to po dupie, zwłaszcza na arenie politycznej, gdzie zwycięzcy dyktują, co jest słuszne.
Różnica między człowiekiem, który wyrządza szkodę, a takim, który szkody nie wyrządza, jest bardzo mała.
- Skarbie, jestem geniuszem, ale wiem o tym tylko ja.
Czytelnicy nie rozumieją poezji dlatego, że nie ma nic do rozumienia, większość poetów zaś pisze dlatego, że wydaje im się, że rozumieją.
POEZJA jest najkrótszą, najsłodszą i najdosadniejszą formą wypowiedzi. Po co pisać powieść, skoro to samo można ująć w dziesięciu zdaniach?
Potraficie sobie wyobrazić bójkę o sens literatury, a nie o jakąś nic niewartą cipę? Byliśmy tak samo nienormalni jak pozostali.
Ależ wiatr wyje w paszczy mózgu; jakie to smutne być żywym z rękami i nogami, z fiutem, jajami, pępkiem i całą resztą i czekać czekać czekać, żeby to wszystko umarło, to takie głupie, ale nie ma nic innego do roboty, naprawdę.
I często nachodziła mnie jedna myśl, tak jak tamtego wieczoru przy stole: jestem idiotą. Czy nikt tego nie widzi? Po co to wino? Po co ta rozmowa? Nie jestem zainteresowany. To nie ma ze mną nic wspólnego. Czy nie widzą przez moją skórę, nie widzą, że jestem nikim?
Jakaś podstarzała babka z działu kosmetyków wrzeszczała, że musi "to" dostać NATYCHMIAST. Chyba przesądził ten namolny piskliwy obłęd w jej głosie. Powiedziałem: "Poczekaj chwilę ze zdejmowaniem majtek, skarbie. Zaraz spuszczę z ciebie całe napięcie...". Kierownik zwolnił mnie 5 minut później.
Prawie wszyscy nasi pisarze - i ogólnie pisarze - są najsłabszymi istotami w całym dziele stworzenia, pozującymi na męczenników, proroków, reżyserów, bogów. Ich słabość jest tak wielka, że ich oklepane kłamstwa stają się literaturą.
Z wielkim uporem pisze o niczym i doczepia do swojej Poezji teorie o "materii organicznej" oraz martwą w dużej mierze i nadętą terminologię, która jak jego twórczość prawie coś nam mówi, jeśli poskrobiemy dostatecznie długo. Ale nawet świerszcze chyba coś mówią, jeśli poskrobie się dostatecznie długo, i o tym też można nagadać mnóstwo pierdół.
Człowiek mający choć trochę oleju w głowie albo uczucia w sercu nigdy nie poszedłby na uniwersytet, nawet gdyby go było na to stać. Bo niczego się tam nie nauczy oprócz tego, co się wydarzyło w historii rzeczy, a on już wie, co się wydarzyło w historii rzeczy, bo wystarczyło, żeby się raz przespacerował ulicą w mieście.
Bez trudu można znaleźć wielu zbawców świata. Jest ich prawie tylu co umarłych. I, niestety, większość zbawców świata też już umarła. Bo gdzieś po drodze zapomnieli zbawić samych siebie.
Historia, ponieważ rodzi się w stadzie, pozostawiła nam tylko krew, torturę i zniszczenie - nawet dziś, po dwóch tysiącach lat quasi-chrześcijańskiej kultury, ulice są pełne pijaczyn, biedaków i ludzi głodnych, morderców, policjantów i okaleczonych samotników, a nowo narodzonych natychmiast wrzuca się w sam środek resztki tego gówna - w Społeczeństwo.
Natknąłem się na krytykę literacką w "Kenyon Review" i "Sewanee Review", i z jakiegoś niewyjaśnionego powodu teksty te wydawały mi się całkiem niezłe, gdy nie jadłem od kilku dni. Chodzi chyba o poczucie powściągliwości, lubię też zapach nieczytanych stron i ten miękko-twardy język, połączenie jednego z drugim, jakby naprawdę wiedzieli, co się dzieje, i potrafili rozprawiać o tym zza fasady łagodnej postawy i uczoności. Co za muzykalny i skuteczny język! I jakie miłe sposoby wbijania noża!
Więcej dobrych ludzi zginęło za poezję, niż warte są te wszystkie wasze szemrane pola bitewne; więc jeśli padnę pijany w pokoju za cztery dolary: spapraliście waszą historię, to pozwólcie mi babrać się w mojej.
Hemingwayowi też wbijają szpilki panowie z gazet i panie od książek. Nie podoba im się, jak skończył. A ja uważam, że skończył świetnie. Stworzył autoeutanazję.
Nie ufam nikomu, kto czyta książki, powiedział. Wszyscy jesteście cipy, w piłkę kijem byś nie trafił. To nie tak, Lou: mnie nie interesowało trafianie w piłkę, bo gdyby mnie interesowało i uznałbym, że ma jakiś sens, wybijałbym ją dalej niż każdy sierota z Baltimore.
Powiedzmy śmiało, że to nie prawda liczy się najbardziej - często liczy się odsunięcie jej na bok.
Pił wcześniej whiskey i przekonał się, że dzięki niej życie jest znośne, że traci ostre kanty; że to dobra płuczka dla rozpędzonych umysłów, że je wyhamowuje, uspokaja, unieruchamia w postaci widocznego punktu.