W tej strefie nie dojrzewają ani pewnego gatunku rośliny, ani pewnego gatunku ludzie...
Zresztą, czy w tym Paryżu można zakochać się tak jak on do szaleństwa? Tu zakochani nie rozpaczają, ale tańczą, śpiewają i w ogóle najweselej pędzą życie. Gdy nie mogą zdobyć się na małżeństwo urzędowe, tworzą wolne stadło; gdy nie mogę przy sobie chować dzieci, oddają je na mamki. Tu miłość nigdy chyba nie doprowadziła do obłędu rozsądnego człowieka.
Powoli jednakże, ku największemu zdziwieniu, spostrzegł, że ów Paryż budowany przez kilkanaście wieków, przez miliony ludzi, nie wiedzących o sobie i nie myślących o żadnym planie, ma jednakże plan, tworzy całość, nawet bardzo logiczną. Uderzyło go naprzód to, że Paryż jest podobny do olbrzymiego półmiska...
Pani Stawska pobladła, a potem równie szybko zarumieniła się. Była w tej chwili tak piękna, że nawet Wokulski przypatrywał się jej, jeżeli nie z zachwytem, to przynajmniej z życzliwością. Jestem pewny, że z miejsca zakochałby się w niej, gdyby nie ten podły zapach kalafiorów zalatujący z kuchni".
Przy korzystaniu ze względów płci pięknej lepszą jest tradycyjna ostrożność aniżeli więcej lub mniej demoniczna śmiałość.
Panna raz spojrzała, szepnęła, ścisnęła go za rękę i mój Stach był taki szczęśliwy przez całą noc, taki szczęśliwy, że… dziś miałby ochotę w łeb sobie wypalić, gdyby nie czekał na drugie spojrzenie, szept i uścisk ręki...
Strach, co to za dzieciaki: chcieliby świat przebudować, a jednocześnie robią tak płaskie figle.
Odepchnie mnie?...Dobrze!...Z tym większym rozmachem wpadnę w objęcia innej...
Wokulski doszedł do polanki, gdzie wówczas rozmawiali z panną Izabelą; znalazł nawet pień, na którym siedziała. Wszystko jest, jak było; tylko jej nie ma...
Co za głupstwo – myślał – robić się zależnym od jednej ludzkiej istoty!
- Mój kochany - odparł - alboż ty nie wiesz, że nieraz jedno słowo zmienia projekta, nawet ludzi...A nie dopiero cała rozmowa!
Nie wiesz że samotność rozszerza największe mieszkanie?
W tej chwili wrzeszczący tłum posunął się naprzód, a ja upadłem. Lewa ręka poślizgnęła mi się we krwi.
Obok mnie leżał przewrócony na bok oficer austriacki, człowiek młody, o bardzo szlachetnych rysach. Spojrzał na mnie ciemnymi oczyma z nieopisanym smutkiem i wyszeptał chrapliwym głosem:
- Nie trzeba deptać...Niemcy są też ludźmi...
Czasami na tle szarych dni, w których zdawało mu się, że na jego głowę wali się cały świat pałaców, fontann, rzeźb, obrazów i machin, trafiał się wypadek, który przypominał mu, że on nie jest złudzeniem, ale rzeczywistym człowiekiem, chorym na raka w duszy.
Zdawało mu się, że już nie chodzi, lecz pływa w oceanie mistycznego odrzucenia, że już nie myśli, nie czuje, nie pragnie, tylko kocha.
Po co oni chcą jednak koniecznie robić rewolucję, kiedy i bez niej ludzie miewają wspólne żony?