Piękny traktat przyjaźni między dwoma państwami, który zaczyna się sponiewieraniem posła!
...lew i byk w jednej osobie...który ma miody w ustach, a pioruny w sercu...
Każdy pragnie być szczęśliwym; ale gdy zechcesz zrobić, ażeby wszyscy byli szczęśliwi, każdy będzie cię chwytał za ręce, jak człowiek, któremu chory ząb wyjmują...I dlatego władca musi być stanowczym...I dlatego boski mój ojciec niedobrze czynił zaniedbując chłopstwo, a bez granic ufając kapłanom...Ciężkie zostawił mi dziedzictwo, ale...dam sobie radę...U Sodowych Jezior także była trudna sprawa...Trudniejsza niż tu...Tutaj są tylko gadacze i strachopłochy, tam byli ludzie zbrojni i zdecydowani na śmierć...Jedna bitwa szerzej otwiera nam oczy aniżeli dziesiątki spokojnych rządów...Kto sobie powie: złamię przeszkodę! złamie ją. Ale kto się zawaha, musi ustąpić...
- Co ty jesteś? - mówi do figury.
- Ja jestem kobieta - odpowiada mu postać głosem tak cienkim, że wniknął mu w serce jak sztylet fenicki.
"Kobieta?… - myśli pisarz. - "Tego mnie nie uczono w kapłańskiej szkole." - Kobieta?… - powtórzył. - A co masz o tutaj?…
- To moje oczy.
- Oczy?… Cóż ty zobaczysz takimi oczami, które od lada światła mogą się rozpłynąć.
- Bo moje oczy nie są do tego, żebym ja nimi patrzyła, tylko żebyś ty w nie patrzył - odpowiedziała figura.
"Dziwne oczy!" - rzekł do siebie pisarz, chodząc po pokoju.
Znowu przystanął przed postacią i zapytał:
- A to co masz?
- To moje usta.
- Przez bogi! umrzesz z głodu - zawołał - bo tak małymi ustami najeść się nie można…
- One też nie są do jedzenia - odparła figura - tylko żebyś ty je całował.
- Całował? - powtórzył pisarz. - I tego nie uczono mnie w kapłańskiej szkole… A to o… co to masz?
- To moje rączki.
- Rączki?… Dobrze żeś nie powiedziała, że to ręce, bo takimi rękoma nic byś zrobić nie potrafiła, nawet udoić owcy.
- Moje rączki nie są do roboty.
- Tylko do czego? - zdziwił się pisarz, rozstawiając jej palce…
(Jak ja twoje, Kamo - rzekł następca, pieszcząc drobną rączkę kapłanki.)
- Tylko do czego są takie ręce? - pytał pisarz figury.
- Ażebym nimi ciebie obejmowała za szyję.
- Chcesz mówić: za kark?… - wrzasnął przerażony pisarz, którego kapłani zawsze chwytali za kark, gdy miał otrzymać plagi.
- Nie za kark - rzekła postać - tylko o tak…
I objęła go - ciągnął książę - rękoma za szyję, o tak… (Tu otoczył się rękoma kapłanki.) - I przytuliła go do swej piersi o tak, o… (Tu przytulił się do Kamy.)
…Wtem zadrżała ziemia, pałac zniknął, znikły psy, konie i niewolnicy. Wzgórze pokryte winogradem zmieniło się w opokę, drzewa oliwne w cierń, a pszenica w piasek…
Pisarz, gdy ocknął się w objęciach kochanki, zrozumiał, że jest takim nędzarzem, jakim był wczoraj na gościńcu. Ale nie żałował swoich bogactw, ponieważ miał kobietę, która kochała go i pieściła!
Człowiek dopóty nie dba o groby, dopóki nie złoży w nich cząstki samego siebie...
Świat (...) jest to olbrzymi wir, w którym ludzie miotają się jak piasek, a rzuca nimi nieszczęście.
Rozkosze są niby fale i szczyty gór, cierpienia – niby głębie i wąwozy, i dopiero wszystkie one razem sprawiają, że życie jest piękne, gdyż rzeźbi się jak poszarpany łańcuch gór wschodnich, na które patrzymy z podziwem.
Tymczasem on nie matce dokucza, ale tym wszystkim cnotliwym dziewicom i wiernym żonom, które usychają z tęsknoty, że następca tronu, a w dodatku prześliczny chłopak, nie odbiera im cnoty albo nie zmusza do niewierności.
W znikomym świecie trwa i zostaje sama tylko mądrość. I biada temu, kto dla rzeczy mijających jak obłoki opuszcza wiekuiste!
Mój Bóg jest tylko moim, a tamci – twoimi, więc muszę ich szanować. [Sara]
Człowiek, który nie ma serca do mądrości, musi zajmować się pracą ręczną i męczyć oczy.
- Gdzie nie ma winnych, muszą być przynajmniej ukarani. Nie wina, ale kara następująca co zbrodni uczy innych, że tego spełniać nie wolno.
Słowo, zapamiętaj to, władco, jest jak kamień rzucony z procy; gdy trafi na ścianę, odbije się i zwróci przeciw tobie samemu...
Miłość jest jak miód: ze smakiem można jej kosztować, ale nie podobna kąpać się w niej.
Chciałbym przy tobie zamienić się w krzak granatu… Chciałbym mieć tyle ramion, ile drzewo ma konarów, ażeby cię ściskać… Tyle dłoni, ile jest liści, i tyle ust, ile kwiatów, ażebym w jednej chwili mógł całować twoje oczy, usta, piersi… [Ramzes XIII]
Jesteście jak dojrzała brzoskwinia w oczach człowieka, któremu język wysuszyło pragnienie...Lecz tylko na pozór...Bo biada głupcowi, który ośmieli się rozgryźć ten piękny owoc: zamiast chłodzącej słodyczy, znajdzie gniazdo os, które poranią mu nie tylko wargi, ale i serce.
Więc państwo nie jest odwiecznym i niewzruszonym gmachem, do którego po jednym kamieniu chwały powinni dodawać faraonowie, ale jest raczej kupą piasku, którą każdy władca przesypuje, jak mu się podoba. W państwie nie ma tych ciasnych drzwi, zwanych prawami, w których przejściu każdy musi uchylić głowę, kimkolwiek jest: chłopem czy następcą tronu. W tym gmachu są rozmaite wejścia i wyjścia: wąskie dla małych i słabych, bardzo obszerne, a nawet wygodne dla silnych.