Prawdziwy patriotyzm nie tylko polega na tym, ażeby kochać jakąś idealną ojczyznę, ale – ażeby kochać, badać i pracować dla realnych składników tej ojczyzny, którymi są ziemia, społeczeństwo, ludzie i wszelkie ich bogactwa.
Praca rozumna i wytrwała, która nie myśli o zbieraniu owoców w tydzień po posiewie, przebija góry, nad przepaściami przerzuca mosty.
Pozwólmy ludziom być szczęśliwymi według ich własnego uznania.
W każdym mieszka i dobro, i zło, i tylko to drugie jest aktywne.
Jedna bitwa szerzej otwiera nam oczy, niż dziesiątki lat spokojnych rządów.
Pełno Polaków kręci się w Cesarstwie, w Niemczech, w Ameryce, nawet w ubogiej Szwecji, gdzie są wyzyskiwani przez kapitalistów, niecierpiani przez robotników i żyją w nędzy. Jednocześnie nasz przemysł zalewają Niemcy, a jeżeli sami nie przychodzą, to przynajmniej zasypują nas towarami.
Szlachcic umiał być rozmowny, elegancki, strzelał, jeździł konno, rozmawiał kilku językami i tańcował, ale nie wierzył w pracę, oszczędność, rachunkowość, nie myślał też o przyszłości: jemu i jego przodkom pieniądze spadały z nieba; on i jego przodkowie długi płacili, kiedy im się podobało; toteż gdy wybiła godzina niedoli, większość ich znalazła się w pozycji lunatyka gwałtownie obudzonego.
Wszystko, co z Zachodu, automatycznie uważa się za lepsze. Cielęta noszą cudzoziemskie imiona, na produktach polskich nakleja się obcojęzyczne etykiety.
Lepiej będzie, jeżeli wynalazek zrobiony przez Polaka zużytkuje się na miejscu, aniżeli gdyby miał zaplątać się gdzieś, na przykład do Berlina, i przyjść stamtąd jako czynnik filtrujący przede wszystkim zawartość naszych kieszeni i nowy argument błogiego wpływu niemieckiej kultury na nasze barbarzyństwo.
Gdyby nas nawet setkami tysięcy topiono, wbijano na pale, obdzierano ze skóry, pieczono na wolnym ogniu – w całej sympatycznej Europie nikt palcem nie ruszy, nikt nie otrząśnie popiołu z cygara.
Jadł co mu podano, w najciemniejszym kącie sklepu, prawie wstydząc się tego, że doświadcza ludzkich potrzeb.
Ach, czy nie wolałbym rzucić serce głodnemu psu, aniżeli oddać je kobiecie, która nawet nie domyśla się, jaka jest różnica między nimi a mną.
A jeżeli morskie przypływ dowodzą, że księżyc nie jest złudnym blaskiem, tylko realną rzeczywistością, dlaczego te dziwne budynki nie miałyby stwierdzać rzeczywistości innego świata?
Pomyślałem, że tak wychwalane przez poetów świstanie kul nie jest bynajmniej poetyczne, ale raczej ordynaryjne. Czuć tam wściekłość martwego przedmiotu.
Piękny traktat przyjaźni między dwoma państwami, który zaczyna się sponiewieraniem posła!
...lew i byk w jednej osobie...który ma miody w ustach, a pioruny w sercu...