Will wolno pokiwał głową, a potem spojrzał na czarne niebo.
- Gwiazdy - powiedział.
- Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby były takie jasne. Chyba wiatr rozpędził mgłę.
Magnus pomyślał o radości, która malowała się na twarzy Willa, kiedy stał zakrwawiony w salonie Camilie i ściskał w ręce ząb demona. Nie sądzę, żeby to gwiazdy się zmieniły.
Pan premier powoływał się na duchy wielkich poetów, pięknych Polaków: Norwida, Trzebińskiego. Mnie przypomniał się nasz inny mały wieszcz. Przypomniał mi się Gałczyński. Pamiętacie państwo? „Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów? Dyć oczywiście pan wojewoda” I potem dalej to leci pod koniec: „Hej, tam w Warszawie jest pan minister siwy i taki miły, przez okno rzuca spojrzenia bystre, bo chce, by dla ciebie były zimą sopelki, śniegi i lody: wszystkie zimowe wygody. Jeżeli tedy sanki usłyszysz i dzwonki ich tajemnicze, wiedz: to minister w skupionej ciszy nacisnął taki guziczek, że gwiazdki dzwonią i gwiazdki lśnią nad miastem i nad wsią”. Takie to było przemówienie, wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z lat 30., jakże proroczy.
Drugi mąż mamy, dziennikarz i publicysta Stanisław Brodzki, też był żydowskim komunistą, nawet znacznie bardziej homo politicus niż mój ojciec. Brodzki do 1957 roku kierował działem kulturalnym „Trybuny Ludu”, a potem pracował w tygodniku „Świat” i w „Polskich Perspektywach”.
Należał do wierzących. Przeszło mu szybko, jak zupa się wylała, ale w owym czasie był ideowym żydowskim komunistą. Był od zawsze lewicowcem (…) otarł się o anarchistów, a w końcu trafił do Związku Młodzieży Komunistycznej. Miał dziewiętnaście lat, właśnie zdał na medycynę, kiedy zaczęła się wojna. Uciekł do Rosji. Wstąpił do Armii, najpierw Czerwonej, a potem do Berlinga. Pobyt w Rosji oceniał pozytywnie. Tak przynajmniej mówiła matka, bo on raczej nie opowiadał mi o sobie. Nie mówił o swoim pochodzeniu, nie wspominał rodziny. Oprócz jego siostry wszyscy zginęli podczas wojny. Dowiedziałam się o tym dopiero od mamy.
Wszystkie duże odkrycia naukowe to zazwyczaj jest szok i rozczarowanie. A potem się okazuje, że jednak rzeczywistość jest inna, niż nam się wydawało.
Zamysł zajęcia miejsca Natury, manipulowania Naturą, zmiany albo wręcz zniekształcenia korzeni Życia, odczłowieczenia go poprzez masakrę najsłabszych i najbardziej bezbronnych stworzeń. To znaczy: naszych nigdy nienarodzonych dzieci, przyszłych nas, ludzkich embrionów śpiących w zamrażarkach banków albo instytutów badawczych. Masakrę, która robi z nich lekarstwa do wstrzyknięcia albo połykania, albo hoduje je tak długo, aż będzie można je zarżnąć – tak samo, jak się zarzyna wołu czy owce – a potem wyciąć tkanki i organy na sprzedaż – tak samo, jak się sprzedaje części zamienne do samochodu.
Dawne konflikty zbrojne toczono o metry kwadratowe, potem o gaz i ropę, czyli o megadżule. Następnymi jednostkami do plądrowania będą teraflopy?
I żałuję jedynie tego, że nie byłam wystarczająco twarda, że mój gniew złagodziłam refleksją. Nazbyt wielu jest tych, którzy milczą. Którzy myślą tak samo jak ja, ale boją się mówić to, co mówię ja. Którzy dla własnej korzyści albo z tchórzostwa udają Greka, udają, że nie widzą tego, co dostrzegam ja. Tak, że ich milczenie jest tym samym milczeniem, ich strach tym samym strachem, ich przebiegłość tą samą przebiegłością, z jakimi w latach dwudziestych, a potem w latach trzydziestych dwudziestego wieku ich dziadkowie powitali faszyzm, narodowy socjalizm i bolszewizm.
Miałem taki okres w życiu, że zabijałem bez powodu, wystarczyło, że ktoś krzywo na mnie spojrzał.
Taka jest natura świni, że jeśli da się jej możliwość wejścia racicami w koryto – to wlezie. Nic nie powstrzyma biurokracji przed dalszym świadczeniem nam Dobra, chronieniem nas przed Złem – jeśli będzie jej wolno to robić!
Jestem tu dziś, by domagać się sprawiedliwości dla mojego ludu i pomocy obiecanej mi osiem miesięcy temu, kiedy pięćdziesiąt narodów stwierdziło, że została dokonana agresja. Nikt inny nie może skierować apelu narodu etiopskiego do pięćdziesięciu państw (…) Może ustalam precedens będąc pierwszą głową państwa zwracającą się do Ligi, ale z pewnością bezprecedensowe jest, że naród, ofiara niegodziwej wojny, znajduje się w niebezpieczeństwie pozostawienia na łasce agresora (…). Twierdzę, że problem przedstawiony dzisiaj w Lidze ma znacznie szerszy zasięg niż tylko zniesienie sankcji. Nie dotyczy on tylko agresji Włoch. Ma on charakter zbiorowy. Dotyczy on samego istnienia Ligi Narodów (…). Chodzi tu o moralność międzynarodową (…). Przedstawiciele świata, przyjechałem do Genewy, by wyjaśnić wam najboleśniejszy obowiązek głowy państwa. Jaką odpowiedź mam zanieść memu ludowi? (…). My dziś. Wy jutro.