W dalszym ciągu jestem gastarbeiterem w polityce. Nie zamierzam w niej zbyt długo pozostawać.
Uznałem, że po tych ośmiu miesiącach funkcjonowania mój potencjał energetyczny się wypalił.
To są absolutnie nie z tej planety rozważania. Spekulowanie, że Polak może być prezesem MFW są nieuprawnione.
To, co twórcom reformy udało się zbilansować „na papierze”, w żaden sposób nie udało się wcisnąć w realia polityczno-gospodarcze. Zmieniający się stosunek do prywatyzacji kolejnych rządów i w rezultacie falowanie jej tempa czy też traktowanie prywatyzacji instrumentalnie, jako źródła wpływów służących na przykład ratowaniu upadających przedsiębiorstw państwowych, powodowało w coraz większym stopniu finansowanie reformy ze środków budżetowych.
Rządowy projekt to budżet iluzji. Oparto go na nierealnym założeniu, że ZUS spłaci kredyty.
Politycy, jak widzą sitko czy kamerę, to głupieją.
Politycy zawodowi, czyli ci, co poza polityką nie mają życia, reagują na smak, zapach władzy, chciałoby się powiedzieć: na swąd władzy, jak narkoman na heroinę. Jak coś takiego poczują, to jak psy gończe wyrywają do przodu, tratują wszystko po drodze.
Opozycja jest cztery razy głupsza od najgłupszego rządu, bo czym się zajmuje? – psuciem! To koszmar być posłem opozycji, ja bym tego nie potrafił, chyba bym się pociął.
Nie wiedzą oni o czym gadają. Reforma finansów publicznych to proces ciągły, który musi następować zawsze. Nigdy nie będzie tak, że nastąpi sytuacja, w której będziemy mogli spocząć na laurach. Cnotą jest właśnie dokonywanie zmian w finansach publicznych stopniowo, żeby ta przysłowiowa krew po ścianach nie bryzgała. Bo jak będzie bryzgała, to wtedy grożą nam niepokoje społeczne.
Nie będę się kopał z koniem.
Koniec teatru politycznego! Do roboty!