Zawsze uwielbiałem historię [Chrystusa], jego walki jako jednostki, która, jak myślę, jest walką człowieka. Nie jestem szczególnie zainteresowany początkiem i końcem – narodzinami z dziewicy i zmartwychwstaniem. Mogłoby się bez tego obejść i byłaby to o wiele bardziej interesująca historia, gdyby zakończyła się słowami: »Czemuś mnie opuścił?«, ale zdecydowali się na szczęśliwe zakończenie.
...naśladowanie Chrystusa jest pierwotnym i najgłębszym fundamentem chrześcijańskiej moralności ...
(...)
Naśladowanie to nie polega jedynie na słuchaniu nauki i na posłusznym przyjmowaniu przykazań. Oznacza ono coś bardziej radykalnego: przylgnięcie do osoby samego Jezusa, uczestnictwo w Jego życiu i przeznaczeniu, udział w Jego dobrowolnym i pełnym miłości posłuszeństwie woli Ojca.
Rozmowa Jezusa z młodzieńcem pozwala nam zrozumieć, jakie są warunki moralnego wzrostu człowieka powołanego do doskonałości: młodzieniec, który zachowywał dotąd wszystkie przykazania, okazuje się niezdolny, by o własnych siłach uczynić następny krok. Aby go postawić, potrzeba dojrzałej ludzkiej wolności: "jeśli chcesz" i Boskiego daru łaski: "przyjdź i chodź za Mną!".
Również człowiek współczesny winien zwrócić się na nowo do Chrystusa, aby uzyskać od Niego odpowiedź na pytanie, co jest dobrem, a co złem. To Chrystus jest Nauczycielem, Zmartwychwstałym, który ma życie w sobie i pozostaje zawsze obecny w Kościele i w świecie.
Misja Chrystusa Odkupiciela, powierzona Kościołowi nie została jeszcze bynajmniej wypełniona do końca. Gdy u schyłku drugiego tysiąclecia od Jego przyjścia obejmujemy spojrzeniem ludzkość, przekonujemy się, że misja Kościoła dopiero się rozpoczyna i że w jej służbie musimy zaangażować wszystkie nasze siły.
W miłości, która ma swoje źródło w Sercu Chrystusa, jest nadzieja na przyszłość świata.
Ludzie są stworzeni do radości.
Słuszne jest zatem wasze pragnienie szczęścia.
Chrystus ma odpowiedź na to wasze pragnienie.
Ale prosi was, abyście mu zaufali.
Prawdziwa radość jest zwycięstwem,
czymś, czego nie sposób osiągnąć bez długiej i trudnej walki. Chrystus ma tajemnicę tego zwycięstwa.
Chrystus był największym specem od ludzkiej psychiki i miał potężne ego - twierdząc, że jest Synem Bożym. Wyrzucił przekupniów ze świątyni. Rzecz jasna, to był błąd. Dobrali Mu się do dupy. Kazali Mu nawet złożyć razem stopy, żeby oszczędzić na gwoździach.
Chrystus wstąpił do nieba w swoim ciele, powiada Pismo Święte, ale my, nieszczęśni śmiertelnicy, tu, na tym padole, aż za często zostajemy sami z ohydnymi kupami zmasakrowanego mięsa i tym nieustannie huczącym w głowie pytaniem: Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Chrystus nas już nie zbawi - krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej - aż tuman wielki powstał z jego odłamków.
Kto celem sobie obrał przebydlęcenie ludzkości, ten wprzód Chrystusa wyrugować musi znad powierzchni ziemi i siebie samego bóstwem ogłosić planety.
Jeśli każda sekunda naszego życia miałaby się powtarzać w nieskończoność, bylibyśmy przykuci jak Chrystus do krzyża.
Noc była pełna okropności i wydawało mu się, że wie, co musiał czuć Chrystus idąc przez świat, jak psychiatra przez oddział wariatów, jak ofiara przez więzienie pełne złodziei.
Nauka Chrystusa nigdzie nie była bardziej tłumiona niż w chrześcijańskim Kościele.
Ja nie jestem Królem. Jezus Chrystus jest Królem. Ja jestem tylko wokalistą.
Nie jestem przeciwny Chrystusowi. Uważam, że była to nader humanitarna jednostka i gdyby żył w naszych czasach niewątpliwie przystąpiłby do rewolucjonistów.
Kto żyje bez Chrystusa, stoi na zewnątrz przed drzwiami ojcowskiego domu, na ulicy bez dachu nad głową.
Jest tylko jedna Matka Chrystusa, Ta, która Go zrodziła, ale przez wiarę każda dusza rodzi Chrystusa. Każda bowiem przyjmuje Słowo Boga, jeśli tylko nieskalana i wolna od występków zachowuje czystość nienaganną i bez skazy.
Jak Ewa została utworzona z boku śpiącego Adama, tak Kościół narodził się z przebitego serca Chrystusa, który umarł na krzyżu.