Był więc tylko jeden kruczek – paragraf 22 – który stwierdzał, że troska o życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. Orr był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Orr byłby wariatem, gdyby chciał latać dalej, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać.
To jest powieść antywojenna, ale nie jest to powieść przeciwko II Wojnie Światowej.
(...) antywojenny klimat "Paragrafu 22" - nie jest uczuciem, które miałem podczas II wojny światowej. W "Paragrafie 22" jest wiele rozdziałów, które są celowo anachroniczne – jak rozdział zatytułowany "Przysięga lojalności", który odnosi się do okresu McCarthy'ego i Komitetu ds. Działalności antyamerykańskiej Izby Reprezentantów.
Nie rozumiem /własnego/ procesu wyobrażania – chociaż wiem, że jestem na jego łasce. Czuję, że pomysły unoszą się w powietrzu i wybierają mnie, aby się we mnie osiedlić. One przychodzą do mnie, nie tworzę ich z własnej woli. Przychodzą do mnie w trakcie swego rodzaju kontrolowanego snu na jawie, wyreżyserowanej zadumy. To może to mieć coś wspólnego z dyscypliną pisania tekstów reklamowych (co robiłem przez wiele lat), gdzie związane z tym ograniczenia stanowią znaczny bodziec dla wyobraźni.
Kapelan zgrzeszył i czuł się dobrze. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że kłamstwo i uchylanie się od obowiązków jest grzechem. Z drugiej strony każdy wie, że grzech to zło i że dobro nie może pochodzić od zła. On tymczasem czuł się dobrze, więcej, czuł się zdecydowanie cudownie. A zatem wynikało z tego logicznie, że kłamanie i uchylanie się od obowiązków nie może być grzechem. Kapelan w przebłysku boskiego natchnienia opanował jakże użyteczną technikę dorabiania teorii do praktyki i był zachwycony swoim odkryciem. To był cud. Bez większego trudu można było przekształcić występek w cnotę, oszczerstwo w prawdę, impotencję w abstynencję, bezczelność w skromność, rabunek w filantropię, złodziejstwo w zaszczyt, bluźnierstwo w mądrość, brutalność w patriotyzm i sadyzm w wymiar sprawiedliwości. Każdy mógł to robić; rzecz nie wymagała specjalnych zdolności. Wystarczyło nie mieć charakteru. Kapelan ze zręcznością wirtuoza wyliczał całą gamę ortodoksyjnych grzechów.
Zdrowie to coś, czego nigdy nie można być pewnym przez dłuższy okres czasu.
- Jakie są twoje przewidywania [...]?
- Nie wiem.
- Nie wiesz, jakie są twoje przewidywania?
- Zgadza się.
- Czy jest w rządzie ktoś, kto wie?
- Jakie są moje przewidywania?
- Cofam to pytanie.
Reeves wybrał mnie jako powiernika, ponieważ uważa mnie za zdolnego, uczciwego i skromnego, a ponieważ jednocześnie wie, że piję, kłamię i łajdaczę się, więc sądzi, że może mi ufać.
- Nie przegramy. Mamy więcej ludzi, pieniędzy i sprzętu. Mamy dziesięć milionów ludzi w mundurach, z których każdy może mnie zastąpić. Część ludzi ginie na wojnie, ale większość w tym czasie bawi się i robi pieniądze. Niech ginie kto inny.
Wojna albo żarliwe pogrążenie się w jakimkolwiek dogmacie - to najlepsze środki na uśmierzenie potwornego bólu samotności, na jaką skazuje nas życie wewnętrzne.
Straciłem zdolność wywoływania zakłóceń, którą miałem w dzieciństwie, nie potrafię już zmienić mego otoczenia ani spowodować w nim choćby poważnego zamętu. Wyrzucono by mnie po prostu i zapomniano o mnie przy pierwszej próbie buntu.
- A co pan powie na te okresowe okresy nudy, zmęczenia, depresji i apatii? - osaczał go wirującym szeptem Yossarian. - Obojętnie słucham rzeczy, które innym ludziom wydają się ważne. Męczą mnie informacje, których nie mogę wykorzystać. Wolałbym, żeby gazety codzienne były mniejsze i wychodziły raz w tygodniu. Nie interesuje mnie już nic, co się dzieje na świecie. Komicy nie rozśmieszają mnie, a długie opowieści doprowadzają do furii. Nic już nie porusza mnie tak jak kiedyś. Czy to ja, czy świat zrobił się nudny? Gdybym był młodszy, być może chciałbym ocalić siebie, a nawet większą część ludzkości. Gdyby moje dzieci były młodsze, poczuwałbym się za nie do pewnej odpowiedzialności. Gdybym bardziej kochał swoje wnuki i uważał je za urocze, trząsłbym się o ich bezpieczeństwo i miał ochotę krzyczeć. A nie odczuwam nic z tych rzeczy i mam dość przekonywania siebie, że być może powinienem. Mój entuzjazm się wyczerpał.
Płacąc rządowi wszystko, co mu się należy, zachęcamy go tylko do zwiększania kontroli i zachęcamy innych przedsiębiorców do bombardowania swoich własnych oddziałów. Odbieramy ludziom bodźce do działania.
Prezydentom nigdy nie udaje się wejść do dobrego towarzystwa. Są przydatni, ale prostaccy. A kiedy przestają być przydatni, pozostają tylko prostakami.
Każdą defilującą eskadrę oceniano, kiedy przechodziła przed trybuną, na której siedział w otoczeniu pozostałych oficerów nadęty pułkownik z wielkim nastroszonym wąsem. Najlepsza eskadra w każdym skrzydle zdobywała całkowicie bezwartościowy żółty proporczyk na patyku. Najlepsza eskadra w całej bazie zdobywała czerwony proporczyk na nieco dłuższym patyku, który miał jeszcze mniejszą wartość, gdyż drzewce było ciężkie i trzeba było dźwigać je przez cały tydzień, dopóki jakaś inna eskadra nie zdobyła go w następną niedzielę. Yossarianowi sam pomysł nagradzania proporczykami wydawał się absurdalny. Nie pociągało to za sobą żadnych pieniędzy, żadnych przywilejów klasowych. Podobnie jak medale olimpijskie i puchary tenisowe, oznaczały one tylko, ich posiadacz zrobił najlepiej ze wszystkich coś, co nikomu nie przyniosło korzyści.
- On wrócił! - wrzeszczał Dunbar - On wrócił! On wrócił!
Yossarian stanął jak wryty, porażony zarówno niesamowitą piskliwością w głosie Dunbara, jak i znajomym, patologicznym widokiem żołnierza spowitego od stóp do głów w gips i bandaże. W gardle Yossariana zabulgotał dziwny, drżący, mimowolny odgłos.
- On wrócił! - wrzasnął znowu Dunbar.
- On wrócił! - zawtórował mu zarażony jego strachem pacjent majaczący w gorączce.
Sala w mgnieniu oka zamieniła się w dom wariatów. Tłum chorych i rannych zaczął bełkotać niezrozumiale, biegać i skakać w przejściach, jakby w budynku wybuchł pożar.
Najbardziej psuło ich stosunki to, że nigdy nic się między nimi nie psuło.
Chciałbym przynajmniej raz zobaczyć jakiś porządek w tych sprawach, tak żeby każdy dostał dokładnie to, na co zasłużył. Nabrałbym może trochę zaufania do wszechświata.