Dramat w dwóch aktach. Tematem utworu jest zakład Boga z Mefistofelesem, o duszę tytułowego doktora Fausta.
Kto spekuluje - wierz mi - ten się błąka
Jak koń przez biesa wiedziony przy pysku
Po wypalonym wciąż krąży pastwisku
A obok leży bujna, tłusta łąka.
Wszelka, mój bracie, teoria jest szara,
Zielone zaś jest życia drzewo złote.
Gdy los się sam
Wypełni tam,
Dobranoc wam,
Biedactwa, oj, szalone
Choć łasaś nań,
Nim złożysz dlań
Miłości dań,
Na palcu miej pierścionek.
REALISTA
Istnienie mnie przeraża, na wszystko patrzę gniewnie; raz pierwszy mi się zdarza, że stąpam coś niepewnie.
Ach, że też nigdy prostota i czystość
Siebie i świętych swoich wartości nie ceni!
Dar pokory najwyższy jest w tych darów rzędzie,
Którymi nas natura obdziela sowicie.
IDEALISTA
Wyobraźnia zbyt szaleje, stwierdzam to ze smutkiem. Jeśli się to we mnie dzieje, to już jestem dudkiem.
Takie jest prawo diabłów i upiorów:
Którędy weszli, tąż drogą wyjść muszą.
W wypadku pierwszym jest wolność wyboru,
Lecz niewolniki my w drugim wypadku.
Każde drzewo w ogrodzie zna ogrodnik przezorny
i dokładnie wie, jakie i kiedy wyda owoce.
[...] No więc...kim jesteś ty?
MEFISTOFELES
Tej siły cząstką drobną,
Co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro.
DOGMATYK
Ni krytyka, ni zwątpienie nie zmoże mnie siłą. Diabli muszą mieć znaczenie — bo by ich nie było!
Zawsze tym będziesz, czymeś jest,
Peruki wsadzaj z loków całym lasem,
Wzrost twój podwyższaj łokciowym obcasem,
Zostaniesz zawsze, czymeś jest.
Jest uzurpacją, gdy w najgorszej porze
Człek czymś chce być, gdy być nim już nie może.
Życie człowieka jest we krwi. W kimże szerzej
Pulsuje żywa krew jak nie w młodzieży?
Toż to najżywsza krew w swej sile hożej,
Co z życia sobie nowe życie tworzy.
Tu coś się rusza, coś rodzi, coś dzieje,
Słabe odpada, a krzepkie mężnieje.
Gdyśmy połowę świata zdobywali,
Coście robili wy? Spali, dumali
I plany, plany snuli wciąż bez treści.
Starość to zimna febra, to boleści
I mróz, i wszelkich dziwactw giez.
Z chwilą gdy komu minie lat trzydzieści,
Już tyle samo wart, co gdyby sczezł.
Ach, wszystko jedno! W tej czy innej szacie
Zawsze czuć będę ucisk ziemskich dróg.
Za starym już, by wiecznie tylko śmiać się,
Zbyt młody zaś, bym żyć bez pragnień mógł.
Jakąż mi może świat ten dać odpowiedź?
Zawsze tę samą. Wciąż: obejdź się, obejdź!
Wielkie zamysły pańskie wypełniać — zdrój łaski! Dobrym pomóc, nie szkodzić złym, godzić niesnaski, otwartość bez chytrości, niekłamana pogoda — za wszystko twe spojrzenie — najwyższa nagroda!
Nie dziecinniejem z wiekiem. Słuszniej rzec,
Że wiek zastaje nas wciąż jeszcze dziećmi.
MAŁGORZATA
Ciemno i duszno! Cierpi sumienie, wali się ma mnie ciężkie sklepienie. Słupy olbrzymie, ściany kościoła duszą mnie, więżą! Śmiertelne koła! Tchu!
Toż w końcu każdy z nas zależny
Od istot, które sam wytworzył.
Niejeden pomysł zda się szaleństwem z początku. Przypadek? Zbyjmy śmiechem! Myśl się w wszystko wciela!