(…) Bo taka już jest miłość, że ona sama rości sobie wszelkie prawa, przekreślając prawa innych.
Nasze namiętności to prawdziwe feniksy. Gdy dawna spłonie, od razu wyłania się nowa z popiołu.
Nikt bardziej nie jest niewolnikiem niż człowiek, który uważa się za wolnego, chociaż nim nie jest.
Świat bierze człowieka za takiego, za jakiego on chce uchodzić, lecz każdy musi się za coś podawać. Łatwiej znosi się ludzi niemiłych aniżeli mało znaczących.
Nigdy nie jesteśmy bardziej dalecy od naszych życzeń niż wówczas, gdy sobie wmawiamy, że się nam urzeczywistniły.
I jak każdy, kto popełnia zły uczynek, lęka się, że mimo wszelkich starań, wyjdzie on jednak na światło dzienne, tak i ten, kto potajemnie świadczył dobro, może oczekiwać, że i ono mimo jego woli się ujawni.
Wielkie namiętności są jak beznadziejne choroby. To co może je uleczyć, wzmaga jeszcze niebezpieczeństwo.
Można wszystko narzucić społeczeństwu, byle nie to, co może mieć następstwa.
I przeklinała czas potrzebny na ukojenie bólu, przeklinała ten martwy czas, który przyniesie jej zapomnienie.
Serce bowiem, które szuka, czuje tylko, że mu czegoś brak, lecz gdy coś traci, nie może już żyć bez tego.
Godzimy się, żeby wytykano nam nasze błędy, cierpliwie pozwalamy się karać za nie, wiele z ich powodu znosimy, ale buntujemy się, gdy mamy się ich wyrzec.
Nic tak bardziej nie określa charakteru człowieka jak to, co znajduje on śmiesznym.
Ale człowiek może odczuwać nieszczęście tylko do pewnego określonego stopnia, wszystko zaś, co przekracza jego wytrzymałość, może człowieka już tylko zniszczyć lub uczynić obojętnym.
Nie zawiniliśmy na tyle, abyśmy byli nieszczęśliwi, lecz widać i nie zasłużyliśmy na to, żeby wspólnie zażywać szczęścia.
Albo teraźniejszość trzyma nas przemocą przy sobie, albo gubimy się w przeszłości i pragniemy to, co bezpowrotnie stracone, ile tylko w naszej mocy, znów przywoływać i ożywiać.