Nie mam wielkiego talentu filmowego. Miał go na przykład Orson Welles (…). Tak się zdarza geniuszom, że od razu znajdują właściwe miejsce dla siebie. Ja do tego miejsca muszę dochodzić całe życie. Wiem o tym, ale idą. (…) Dla mnie są to następne kroki i według mojej prywatnej skali wartości są to malutkie kroczki, które mnie zbliżają do celu. Nigdy go nie osiągnę tak czy owak. Nie mam dość talentu.
Występy publiczne Józefa Życińskiego na łamach antypolskich, antykatolickich gazet, jak na przykład emitowana przez gwiazdę śmierci z ulicy Czerskiej w Warszawie „Gazeta Wyborcza” – przyczyniały się do szerzenia zamętu.
Zegar to dla człowieka przyjaciel; on z nim jest, kiedy wesoło i kiedy smutno, on jemu pokazuje, co trzeba o jakiej porze robić, on gada, kiedy nikt do człowieka nie gada, on jego uczy, że czas płynie i że on na tym czasie, jak na wielkiej rzece, też płynie do wielkiego morza...
(…) Czechosłowacja była krajem dużo bardziej zaawansowanym cywilizacyjnie niż Polska, w sklepach półki były pełne, ludzie mieli samochody… Poza tym na co dzień dało się dostrzec coś, co – gdy już się zaaklimatyzowałam – bardzo polubiłam, a mianowicie poczucie równości społecznej. Czesi bardzo wcześnie stracili arystokrację i mocno rozwinęła się w tym kraju warstwa mieszczańska, dlatego nie było tam wielkiego rozdźwięku między bogatymi a biednymi. W ich gospodach rzeczywiście profesor siadał przy kuflu z rzemieślnikiem i gadali sobie jak równy z równym.
Żeby wywalczyć sobie prawo robienia filmów, musiałam się zetknąć z wieloma dziwnymi ludźmi. Jednym z nich był Janusz Wilhelmi – szef kinematografii, inteligentny, pozbawiony skrupułów manipulator, gnida rodem z Dostojewskiego. Pamiętam, że wyciągnął mnie z niebytu i pozwolił mi wtedy na debiut, bo myślał, że w ten sposób skłóci mnie z Wajdą, którego dręczył i poniżał. (…) [Plan Wilhelmiego się nie powiódł], bo Wajda powiedział, żebym koniecznie robiła film, jako szef Zespołu Filmowego X był zresztą moim producentem.
(…) w historii pojawiają się bohaterowie, którzy są, nazwijmy to: sporni. My mamy na przykład Chopina, którego Francuzi uważają za swego. Podobnie Curie-Skłodowska, także jest uważana za rodowitą Francuzkę, a Kopernik jest traktowany przez Niemców jak swój. I wreszcie Janosik, choć to może nie jest zbyt intelektualny przykład, ale ta postać jest jak najbardziej historyczna. Mówiąc, że był Słowakiem odnieślibyśmy to do dzisiejszych granic. Natomiast w tamtym okresie był obywatelem górnych Karpat czyli poddanym cesarza austriackiego. Szczerze mówiąc dla samego Janosika nie miało to żadnego znaczenia jak go w końcu nazwą, ale jeśli mówił w jakimś języku, to z pewnością był to rodzaj języka słowackiego.
A jeśli nieskończenie małe zawiera znacznie więcej od nieskończenie wielkiego? A jeśli mózg-dusza embrionu mierzy jeszcze mniej niż jedna stumiliardową część milimetra i moralna krótkowzroczność (nie wspominając o intelektualnej) po prostu nie potrafi go dostrzec? A jeśli w konsekwencji embrion myśli, cierpi tak samo jak my, kiedy Al-Zarkawi obcina nam głowę swoim nożem halal?
Kiedy pomyślisz na przykład, że taki pijak jak Jelcyn był carem, a taki ignorant jak Wałęsa symbolem wolności, zapiera ci oddech. Faktem jest, że w ostatnich dziesięcioleciach nasza epoka zrodziła jedynie dwóch liderów: Karola Wojtyłę i Bin Ladena.
Gdy pytamy „Co to jest stół?” — przedstawiamy sobie typowy przykład obiektu fizycznego. Jednak gdy chodzi nam o opis najlepszy z naukowego punktu widzenia, musimy odwołać się do atomów — i wtedy pojawia się problem, jak opisać atomy. Opis matematyczny staje się coraz bardziej wyrafinowany. Obiekty fizyczne nie są już niezależnymi, odrębnymi bytami. Można je w pełni wyodrębnić dopiero w ramach opisu kwantowo-mechanicznego, jakże wyrafinowanego pod względem matematycznym.
Król nigdy nie może żałować użycia siły. Bolesna konieczność to konieczność i król nie może się zatrzymać w obliczu żadnej konieczności. Nawet kiedy jest mu niemiła. Nigdy się nie obawialiśmy surowości; król wie, czego potrzebuje naród, naród tego przecież nie wie. Na przykład tego, żeby go ukarać. Musimy stosować się do nakazów. Naszego sumienia i to wszystko. Nigdy nie cierpimy z powodu wymierzenia kary, ponieważ wierzymy w tę karę, mamy całkowite zaufanie do Naszego sumienia. Tak musi być i tak jest.
Dążenie do światowej kariery i uznania wykraczającego poza własne ściany jest czymś absolutnie naturalnym pod warunkiem, że nie przybiera cech chorobowych niszczących dorobek wielu pokoleń. A polskich prowincjuszy zapewniam, że taki Fredro na przykład nie jest ani odrobinę gorszym dramaturgiem od Moliere’a, mimo że znalazł miejsce w historii jedynie naszego kraju.