- (...) czułem ból, jak by mi — czy ty rozumiesz, Ignacy? — jak by mi ziarno piasku wpadło do serca. Bywało, chodzę, jem, rozmawiam, myślę przytomnie, rozpatruję się w pięknej okolicy, nawet śmieję się i jestem wesół, a mimo to czuję jakieś tępe ukłucie, jakiś drobny niepokój, jakąś nieskończenie małą obawę.
Ten stan chroniczny, męczący nad wszelki wyraz, lada okoliczność rozdmuchiwała w burzę. Drzewo znajomej formy, jakiś obdarty pagórek, kolor obłoku, przelot ptaka, nawet powiew wiatru bez żadnego zresztą powodu budził we mnie tak szaloną rozpacz, że uciekałem od ludzi. Szukałem ustroni tak pustej, gdzie bym mógł upaść na ziemię i nie podsłuchany przez nikogo, wyć z bólu jak pies.
Czasami w tej ucieczce przed samym sobą doganiała mnie noc. Wtedy spoza krzaków, zwalonych pni i rozpadlin wychodziły naprzeciw mnie jakieś szare cienie i smutnie kiwały głowami o wyblakłych oczach. A wszystkie szelesty liści, daleki turkot wozów, szmery wód zlewały się w jeden głos żałosny, który mnie Pytał: „Przechodniu nasz, ach! co się z tobą stało?…
Ach, co się ze mną stało…
- Nic nie rozumiem — przerwał Ignacy. — Cóż to za szał?
- Co?… Tęsknota
Nie czułem wyrzutów sumienia, mogłem to robić bez przerwy, na okrągło.
Miałem to dziwne uczucie uniesienia i nie mogłem do końca zrozumieć, dlaczego tak się czułem.
Cała ta sprawa interesowała mnie zresztą bardzo, a zawsze lubiłem przemawiać publicznie. Łatwość przemawiania, datująca się jeszcze z czasów młodości, okazała się wiele lat później bardzo cenna w mojej karierze politycznej.
Jeżeli nie rozumiesz wolności od punktu odniesienia, przypominasz ślepca podziwiającego krajobraz. Tak nie pojmiesz prawdy.
Ja się w wieku 40 lat, rozumiesz, dorobię tyle kasy, że będę leżeć z du*ą na wierzchu i będę miała to gdzieś.
Nie no, nie chodzę do spowiedzi, bo zrobiłam kiedyś test, rozumiesz, temu panu w konfesjonale – i przychodziłam co pięć minut ja i mówiłam ciągle coś innego, a on mi zawsze dawał mi tą samą pokutę, rozumiesz? Gościu po prostu mnie tak zdenerwował, że się w pale nie mieści, później poszłam i mówię, że chce popełnić samobójstwo, bo mam problemy, a on: „Aaa... to takie tam ekscesy w ogóle wieku młodzieńczego”. Dlatego nie chodzę, a poza tym w tym konfesjonale zawsze śmierdzi alkoholem. A my się alkoholem brzydzimy, wiadomo!
Cały czas czułem to swędzenie, którego musiałem się jakoś pozbyć. Nie chciałem, by dokuczało mi przez resztę życia. Moja żądza gry była zbyt silna, by ją ignorować.
Czułem się jednak spełniony, zdobywałem europejskie puchary, miałem medal MŚ, a tu na zgrupowaniu kadry słyszę, że nie można nosić ciemnych okularów czy coś podobnego.
Kiedy sam zacząłem udzielać się na Facebooku, pisałem tam po prostu prawdę. Było to dla mnie niemal terapeutyczne. Zawsze byłem trochę przytrzymany. Strzegłem swojej prywatności. Czułem się oderwany od swoich widzów. [...] Dzięki Facebookowi mogłem wchodzić w interakcje z ludźmi na całym świecie. W zasadzie stworzyłem całą społeczność. To był dla mnie bardzo ważny moment. Wpłynęło to istotnie na ostatnie pięć lat mojej kariery.
Naturalnie, że nie. Wręcz przeciwnie! To chyba moja największa telewizyjna przegrana. Natomiast największą rolą, a przynajmniej jedną z istotniejszych, był Dyzma. Zresztą nie mogło być inaczej. Sam czułem w sobie część Dyzmy. Musiałem zagrać tę rolę.