Spoglądając jednak wstecz i w górę z naszego punktu obserwacyjnego na schodzącej w dół drodze współczesnej historii, dobrze widzimy, że wszelkie zło, które zrodziła religia, może rozkwitać bez jakiejkolwiek wiary w czynnik nadprzyrodzony; że zdeklarowani materialiści skłonni są czcić swoje własne sklecone naprędce wytwory, przydając im cechy Absolutu;
Na poziomie polityki i teologii piękno idealnie współgra z nonsensem i tyranią. I nadzwyczaj pomyślnie się składa, ponieważ gdyby piękno nie szło w parze z nonsensem i tyranią, dorobek artystyczny świata byłby bardzo ubogi. Wiele arcydzieł malarstwa, rzeźby i architektury służyło jako narzędzia propagandy religijnej albo politycznej, tworzone dla większej chwały boga, władcy albo kleru. Ale większość władców i kapłanów jest despotami, a wszystkie religie są przesiąknięte zabobonem. Geniusz był sługą tyranii, a sztuka propagowała wartości lokalnego kultu. Upływ czasu pozwala odróżnić dobra sztukę od kiepskiej metafizyki. Czy jesteśmy w stanie dokonać tego rozróżnienia nie po fakcie, ale na bieżąco? Oto jest pytanie.
Wiara jest czymś zupełnie odmiennym od wierzeń. Wierzenia to systematyczne i zdecydowanie zbyt poważne przyjmowanie słów nieprzemyślanych przez samego siebie. Słów świętego Pawła, słów Mahometa, słów Marksa, słów Hitlera. Ludzie biorą je zbyt poważnie, i czym się to kończy?