Po pierwsze mam na myśli, że są pewne bezosobowe siły które pchają /świat/ w kierunku mniejszej i mniejszej wolności. Myślę także, że istnieją urządzenia techniczne, które, kiedy są używane, przyspieszają ten proces.
Nie ma wolności na tym świecie - tylko pozłacane klatki.
W świecie wewnętrznym nie ma ani pracy ani monotonii. Odwiedzamy go jedynie w snach i rozmyślaniach, a jego obecność jest tak duża, że nigdy nie trafimy do tego samego świata dwa razy z rzędu.
Dla żyjących w granicach miasta jego światła są tylko poblaskiem na nocnym niebie. Lampy uliczne zaćmiewają gwiazdy, a jaskrawy blask Reklam whisky czyni niemal niewidocznym tłem nawet księżycową poświatę.
Zjawisko to jest symboliczne, stanowi przypowieść w działaniu. Mentalnie i fizycznie człowiek przez większość życia jest mieszkańcem uniwersum czysto ludzkiego i, by tak rzec, domowej roboty, samodzielnie wybranego z niezmierzonego, nieczłowieczego kosmosu, który go otacza, i bez którego ani uniwersum człowieka, ani sam człowiek istnieć by nie mogli. Wewnątrz tej prywatnej katakumby wybudowaliśmy sobie własny światek z dziwnego asortymentu materiałów - interesów i "ideałów", słów i technologii, pragnień i marzeń, artefaktów i instytucji, wymyślonych bogów i demonów. Tutaj, wśród wyolbrzymionych projekcji własnych osobowości odgrywamy dziwaczne błazenady, popełniamy zbrodnie i szaleństwa, myślimy myśli i czujemy emocje właściwe dla naszego stworzonego ludzką ręką otoczenia, żywimy obłąkane ambicje mające sens tylko w domu wariatów. Ale cały czas, mimo hałasów radia i neonowych reklam, noc i gwiazdy tu są- tuż za ostatnim przystankiem, tuż powyżej baldachimu z podświetlonego dymu. O tym fakcie mieszkańcy ludzkich katakumb łatwo zapominają, ale czy zapominają, czy pamiętają, fakt pozostaje faktem. Noc i gwiazdy są tu zawsze; inny, nieludzki świat, który tylko symbolizują, trwa i jest światem realnym.