Kto umie czytać, posiadł klucz do wielkich czynów, do nieprzeczuwalnych możliwości, do upajająco pięknego, udanego i sensownego życia.
Po pierwsze mam na myśli, że są pewne bezosobowe siły które pchają /świat/ w kierunku mniejszej i mniejszej wolności. Myślę także, że istnieją urządzenia techniczne, które, kiedy są używane, przyspieszają ten proces.
Ciało społeczne trwa, mimo że komórki ulegają wymianie
Z historią jest jak z mięsnym pasztetem – nie należy się przyglądać, jak się go przyrządza.
Rzeczy i wydarzenia, do których odnoszą się symbole, należą do wspólnie wykluczających się sfer doświadczeń.
Jak bardzo ekspresywne by nie były, symbole nigdy nie mogą stać się rzeczami, które reprezentują.
Doświadczenie nie jest tym, co ci się przydarza, ale tym, co robisz wobec tego, co ci się przydarza.
Jeśli większość z nas nie zna siebie samych, to dlatego, że samopoznanie jest bolesne, a my wolimy przyjemność iluzji.
Im silniejszy i bardziej oryginalny umysł, tym bardziej będzie on skłaniał się ku religii samotności.
Im bardziej skomplikowana staje się technologia, tym większa potrzeba stworzenia organizacji zdolnej do utrzymania jej pod kontrolą.
Każda osoba zawsze otrzymuje to, o co prosiła. Problem polega na tym, że zanim to dostanie, nigdy nie jest świadoma, o co prosi.
Miłość odsuwa strach; ale i odwrotnie, strach ogranicza miłość. I nie tylko miłość. Strach eliminuje także inteligencję, dobroć oraz wszelką myśl o pięknie i prawdzie. W przemyślanie żartobliwej desperacji pozostawia jedynie świadomość własnej nieprzyzwoitości
Ci, którzy o tym milczą, kłamią. Ci, którzy o tym mówią, piętnowani są za pornografię. Rzecz jasna, winę za to ponosi nasza filozofia życia, ta zaś jest nieuniknionym produktem ubocznym języka, który w sferze idei rozdziela to, co nierozłącznie związane jest w fakcie.
Spoglądając jednak wstecz i w górę z naszego punktu obserwacyjnego na schodzącej w dół drodze współczesnej historii, dobrze widzimy, że wszelkie zło, które zrodziła religia, może rozkwitać bez jakiejkolwiek wiary w czynnik nadprzyrodzony; że zdeklarowani materialiści skłonni są czcić swoje własne sklecone naprędce wytwory, przydając im cechy Absolutu;
Rodzina, monogamia, miłość. Wszędzie wyłączność, wszędzie zawężanie pola penetracji, rygorystyczne kanalizowanie popędu i energii.
- Dach! - zabrzmiał piskliwy głos.
Windziarz był niskim, małpim stworkiem ubranym w czarną tunikę półkretyna epsilona-minus.
- Dach!
Rozwarł drzwi. Uderzyły weń gorące promienie popołudniowego słońca, zamrugał oczami. "Ooo, dach!" - powtórzył zachwycony. Wyglądał jak nagle radośnie przebudzony z mrocznego, unicestwiającego odrętwienia. "Dach!"
Uśmiechał się ku twarzom pasażerów pełen psiego, pełnego nadziei uwielbienia. Rozmawiając i śmiejąc się, wyszli z windy w rozświetlony teren. Windziarz spoglądał za nimi.
- Dach? - powtórzył znowu, tym razem pytająco.
Zadźwięczał dzwonek i głośnik u sufitu windy zaczął wydawać polecenia tonem bardzo łagodnym, ale bardzo władczym.
"Zjeżdżaj w dół - mówił - zjeżdżaj w dół. Piętro osiemnaste. Zjeżdżaj w dół, zjeżdżaj w dół. Piętro osiemnaste. Zjeżdżaj w dół, zjeżdżaj..."
Windziarz zatrzasnął drzwi, nacisnął guzik i natychmiast zapadł na powrót w szemrzący półmrok szybu, półmrok jego zwykłego otępienia.
Słowo to (bo „ojciec” było nie tyle nieprzyzwoite – przy całej jego konotacyjnej bliskości wobec obrzydliwego i niemoralnego faktu rodzenia dzieci – co raczej ordynarne, było nietaktem skatologicznym raczej niż pornograficznym), komicznie sprośne rozładowało atmosferę zgęszczoną do niemożliwości.
"Już prawie odeszłam" - zwierzyła mi się. "Odeszłaś? Dokąd?" - zapytałem. "Nie wiem - odparła potrząsając głową. - To ten wiatr. Wieje i wieje. Wywiał mi wszystko z głowy - pana, Grampusa, wszystkich. Wszystkich z domu i ze szkoły, wszystko, co widziałam i o czym myślałam. Wszystko wywietrzało i nie zostało już nic, tylko sam wiatr i uczucie, że żyję. I nawet to stawało się już jedną rzeczą i uciekało gdzieś. Gdybym się była poddała, nie potrafiłabym się zatrzymać. Przeniosłoby mnie przez góry i przez ocean i może zapędziłoby mnie prosto w którąś z tych czarnych dziur pomiędzy gwiazdami, którym przyglądaliśmy się wczoraj".
Ojciec Benedykt jest zatem w stanie odnaleźć potwierdzenie słuszności swych wywodów nawet w przypowieści o Rachab. Czerwony sznur, który prostytutka z Jerycha spuściła ze swego okna jako znak dla chcących zdobyć miasto Izraelitów, miała według niego oznaczać, iż "Bóg chce, abyśmy przeżywali krwawą Mękę Chrystusa w oknie domu naszej duszy, który jest zrozumieniem, byśmy zawsze oddawali się medytacji i kontemplacji tej Męki". Wydaje się absolutnie niezrozumiałe, jak tego rodzaju argument mógł kiedykolwiek zostać przez kogokolwiek uznany za przekonujący. Fakt, że go za taki uznano, należy zachować w pamięci, abyśmy zawsze mieli świadomość, że ramy odniesienia ludzkich myśli i uczuć nie są niezmienne, a w każdym momencie historii pewne rzeczy są nie do pomyślenia, zaś pewne opinie uznaje się za niedopuszczalne.
(...) żadna religia nie popiera niekontrolowanego umierania, tymczasem normy religijne i społeczne na całym świecie sprzyjają niekontrolowanemu rozmnażaniu.