- Don Pedro twierdzi, że to są bzdury - powiedział Emil.
- Ale z naszymi psami stało się coś dziwnego. Wczoraj i dziś w nocy szczekały nie wiadomo na co, a w tej chwili śpią. Teraz każdy może nas podejść.
To mówiąc niespokojnie rozejrzał się dokoła, odbezpieczył pistolet maszynowy i gotów był strzelać. Lecz w tym momencie lufa jego pistoletu zgięła się ku dołowi, jakby zrobiono ją z plasteliny.
- Co to?! Patrzcie! - wrzasnął strażnik i rzucił pistolet na beton.
Lufa pistoletu drugiego strażnika dla odmiany wygięła się ku górze. Trzeciego skręciła w lewo, czwartego w prawo, piąty strażnik po prostu rzucił broń na beton nie czekając, aż mu się wygnie w dłoniach.
- Ona mówiła...Ta kobieta w barze...że broń będzie sama się gięła w naszych rękach - bełkotał Emil. Bezradnie wyciągnął z kieszeni pistolet i w geście rozpaczy uniósł lufę ku górze, jakby chcąc bronić się przed nadlatującymi z nieba ludzikami. Wtedy pistolet zaczął strzelać aż do wypróżnienia całego magazynku.
- To nie ja...nie ja...on sam strzela! - krzyknął Emil i cisnął pistolet.
Nie ma na świecie człowieka, który w swej podświadomości nie kryłby jakiegoś lęku.
Nie można bowiem żyć w przyszłości, będąc obarczonym pamięcią życia z przeszłości.