Kiedy człowiek się rozpije, albo dopuści rozpusty czy cudzołóstwa, poznaje swą własną omylność.
Przypuszczam, że można zaznać równej pełni życia w ciągu siedemdziesięciu godzin, jak w ciągu siedemdziesięciu lat, pod warunkiem, że nasze życie jest już pełne w chwili, kiedy zaczyna się te siedemdziesiąt godzin (...) Choćby więc moje życie przemieniło się z siedemdziesięciu lat w siedemdziesiąt godzin, to przecież mam już to bogactwo i na szczęście zdaję sobie z tego sprawę. A jeśli nie będzie żadnego „na długo" ani „do końca życia", ani „odtąd", a jest tylko „teraz", to trzeba cenić to „teraz" i bardzo jestem z niego szczęśliwy.
Martwienie się jest równie niedobre jak strach. Tylko utrudnia sprawę.
Nienawidził niesprawiedliwości tak samo jak okrucieństwa, leżał więc ogarnięty pasją, która go zaślepiła, aż gniew stopniowo przycichł, czerwono-czarna, oślepiająca, mordercza furia odeszła i w końcu poczuł, że umysł jego jest tak spokojny, pusty, trzeźwy i chłodny, jak mężczyzna po stosunku z kobietą, której nie kocha.
Bez względu na to, czy boimy się śmierci, czy nie, trudno nam z nią się pogodzić.
Guapa – powiedział do Marii biorąc ją za obie ręce. – Słuchaj. Nie pojedziemy do Madrytu...
jak się nad tym zastanowić, to właściwie wszyscy najlepsi są weseli. Znacznie lepiej jest być wesołym, a poza tym to o czymś świadczy. To jest coś w rodzaju osiągnięcia nieśmiertelności za życia.
Wiedzieli, że jednemu z nich nie może zdarzyć się nic, co by się nie zdarzyło drugiemu, że nie może się zdarzyć nic więcej niż to; że to jest i wszystko, i zawsze – to, co było, jest i kiedykolwiek będzie. Mieli to, czego mieli nie mieć. Mieli to teraz, i przedtem, i zawsze, i teraz, teraz, teraz. Och, teraz, teraz, teraz, jedyne teraz, nade wszystko teraz, i nie ma innego teraz niż t, i ono jest twoim prorokiem. Teraz i na zawsze teraz. Chodź teraz, teraz, bo nie ma innego teraz. Tak, teraz. Błaga Cię, teraz, tylko teraz, nie ma nic, tylko to jedno – gdzie jesteś, gdzie jestem i gdzie to drugie, nie pytaj, nigdy nie pytaj; jest tylko teraz; i i jeszcze, i na zawsze teraz, już na zawsze teraz, zawsze teraz, już na zawsze jedno jedyne, jedno jedyne, nie ma nic, tylko to jedno, a teraz już idzie, wznosi się, ulatuje, pędzi, toczy się, wzbija, coraz wyżej, i dalej, i dalej, i już jest jednym, tym jednym, tym jednym, tym jednym, tym jednym i ciągle jednym, wciąż jednym, opływająco, miękko, tęsknie, łagodnie, szczęśliwie, w rozkoszy, uwielbieniu.
Tymczasem jednak całe życie, jakie masz i jakie cię jeszcze czeka, to dzień dzisiejszy wieczór, potem jutro, znów dzień, wieczór, jutro i tak od nowa (mam nadzieję) pomyślał - więc lepiej staraj się wykorzystać czas i bądź za to wdzięczny.
- Potem będziemy oboje jak jedno leśne zwierzę, tak blisko siebie, że ani ty, ani ja nie potrafimy rozróżnić, które jest które. Nie czujesz, że moje serce jest twoim sercem?
- Tak. Nie ma żadnej różnicy.
- Dotknij mnie. Ja jestem tobą, ty jesteś mną i każde z nas jest całe drugim. I kocham cię, och, tak cię kocham! Czyż nie jesteśmy naprawdę jednym? Nie czujesz tego?
- Czuję - odpowiedział. - Naprawdę.
- Dotknij mnie teraz. Nie masz już innego serca poza moim.
- Ani nóg, ani stóp, ani ciała.
- A jednak jesteśmy różni - powiedziała. - Chciałabym, żebyśmy byli zupełnie tacy sami. [...] A ponieważ już jesteśmy różni, cieszę się, ze ty jesteś Roberto, a ja Maria. Ale gdybyś kiedyś chciał się zmienić, zgodzę się z radością. Chętnie stanę się tobą, bo tak cię kocham.
- Wcale nie chcę się zmieniać. Lepiej, żeby każde z nas było tym, czym jest.
- Ale teraz będziemy jednością i już nigdy więcej czymś osobnym. – Potem dodała:
- Chcę być tobą, kiedy cię przy mnie nie ma.
Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą: każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.
Gdy tak leżeli, to, co dotąd było zakryte, zostało odsłonięte. Tam, gdzie przedtem czuli szorstkość materiału, wszystko było samą gładkością, twardym, krągłym uściskiem i smukłym, ciepłym chłodem, chłodnym z wierzchu, a ciepłym od środka, smukłe i lekkie, mocno objęte i obejmujące, samotne, przywarte każdym zarysem ciała, szczęśliwe, młode i rozkochane, ciepłe i gładkie, pełne takiej drążącej, bolesnej, mocno tulonej samotności, iż
Robert Jordan poczuł, że dłużej tego nie wytrzyma (...)