Posłuchaj, jak ci whisky gada - mówił do siebie. - Jakże rozwiązuje nasze problemy. Wszystko rozwiązuje alchemia, co w mgnieniu oka nasze lite złoto przemienia w gówno. Tu nawet nie ma rytmu. Lepiej będzie: nasze lite złoto w gówno przemienia.
Cholera z tym. Będę spał dziś w nocy i kochał gumowy materac na pokładzie. Równie dobrze mogę kochać pokład. Jesteśmy ze sobą dostatecznie długo, aby się pobrać. Pewnie teraz dużo się plotkuje o tobie i tym pomoście nawigacyjnym. Powinieneś go wziąć sobie za żonę. A ty tylko po nim depczesz i stoisz na nim. Cóż to za sposób postępowania? I jeszcze rozlewasz na niego zimną herbatę. To nieładnie. Na co w ogóle go przeznaczyłeś? Żeby na nim umrzeć? Z pewnością by to docenił. Chodzić po nim, stać na nim i umrzeć na nim.
(...) Z bólem do ładu dojść nie można. Może uleczyć go śmierć i mogą stępić albo znieczulić rozmaite rzeczy. Czas także podobno go leczy. Ale jeżeli uleczy go cokolwiek innego niż śmierć, niewykluczone jest, że nie był prawdziwym bólem.
- Tommy - powiedział Willie. - Ja ciebie kocham, ty draniu, więc nie umieraj.
Thomas Hudson spojrzał na niego nie poruszając głową.
- Spróbuj zrozumieć, jeżeli to nie za trudne.(...)
- Myślę, że rozumiem, Willie - rzekł.
- Psiakrew - powiedział Willie. - Ty nigdy nie rozumiesz kogoś, kto ciebie kocha.
- Tom, nicponiu jeden, co porabiałeś?
- Pracowałem dość systematycznie.
- Akurat - powiedział i znowu nadgryzł paprykę. Była to bardzo pomarszczona i zwiotczała papryka, długości około sześciu cali. - Tylko pierwszy raz boli - powiedział. - Tak
jak w miłości.
- Diabła tam. Papryki potrafią boleć za pierwszym i ostatnim razem.
- A miłość?
- Do diabła z miłością - powiedział Thomas Hudson.
Zawsze teraz pijesz przeciwko czemuś lub za coś. Gdzie tam. Wiele razy po prostu pijesz. Dziś będziesz to robił na potęgę.