Sądzę, że wymyślasz swe własne ograniczenia dla osobistej wygody. Są ludzie, którzy chcą mieć ograniczenia i wymyślają sobie tak wiele małych pudełeczek ile jest im potrzebne. Chcą chronić się przed razami i strzałami ślepego losu i tak dalej. Robią to w sferze psychicznej. Budują swą własną zbroję. Kopią sobie szczurzą norę, cokolwiek to jest. Wybierają sposób w jaki żyją. Czy robią to świadomie, czy z pomocą rządu, czy systemu edukacyjnego, to ktoś wciąż pomaga przy budowie tego wyobrażonego pudełka w którym żyjesz, ale jego wcale nie musi tam być.
Stworzone przez Putina państwo mafijne, oparte na osobistej lojalności oraz wszechwładzy i wszechobecności służb specjalnych, nie ma odpowiednika w historii: w żadnym kraju na świecie nie rządzi aparat bezpieczeństwa, który opiera się na mafijnych relacjach między rządem a biznesem.
Wciąż zadziwia mnie niezwykła skuteczność stosowania pojęć matematycznych w fizyce, by użyć określenia Wignera z jego znanego eseju [Wigner 1991]. Niektórzy skłonni są uważać, że skuteczność ta ma charakter wyłącznie statystyczny, ale ja sądzę, iż chodzi tutaj o coś znacznie głębszego.
Sądzę, że rzeczywistość fizyczna w pewien sposób wyłania się z rzeczywistości matematycznej.
Sądzę, że istnieje pewnego rodzaju jedność świata fizycznego i platońskiego świata matematyki, który jest dla mnie czymś realnym, istniejącym obiektywnie...
(…) co może młodych ludzi zainteresować w romantyzmie? (…) Otóż sądzę, że dramat wybitnej jednostki, dramat egzystencjalny: kim być, w jaki sposób żyć w otaczającym nas świecie? Jak wyjść ponad przeciętność? Jak tworzyć?
Nie mam nic przeciwko Davidowi Gilmourowi odnoszącemu swoje własne sukcesy. Tym, co mnie obraża, jest tylko koncepcja kariery solowej Dave’a przeprowadzanej pod maską Pink Floyd!
Dążenie do światowej kariery i uznania wykraczającego poza własne ściany jest czymś absolutnie naturalnym pod warunkiem, że nie przybiera cech chorobowych niszczących dorobek wielu pokoleń. A polskich prowincjuszy zapewniam, że taki Fredro na przykład nie jest ani odrobinę gorszym dramaturgiem od Moliere’a, mimo że znalazł miejsce w historii jedynie naszego kraju.
Niektórych rzeczy się wstydzę, ale nie żałuję. – Żałować za grzechy – żąda kapłan na spowiedzi. A ja sądzę, że jeśli człowiek wie, że popełnił grzech, nie usprawiedliwia tego i stara się nie popełniać tego grzechu po raz drugi, to już jest wystarczający sakrament pokuty.
Już słyszę głosy mówiące, że kiedy teatr nie ma nic do powiedzenia, to zajmuje się samym sobą. Sądzę wszakże, że teatr ma coś do powiedzenia, zajmując się samym sobą. Nie lekceważyłbym teatru jako papierka lakmusowego, rozpoznającego kondycję społeczeństwa. Właśnie dlatego, że jest to sztuka zanurzona w teraźniejszości. Tyle trwa dzieło sztuki teatru, ile trwa przedstawienie. I jeszcze to, co zostanie w pamięci widzów. Dlatego nie lekceważę krytyki, która sprawia, że dzieło zostaje w jakimś stopniu zapisane i opisane. Spektakl każdego dnia jest inny, dlatego warto przynajmniej niektóre zobaczyć więcej niż jeden raz. Teatr zależy od widza. Znajduje z nim porozumienie albo nie. Myślę o tej publiczności, której nie jest obojętne, co ogląda.
Jak to powiedziałam w wywiadzie dla «Foglio», nie miałoby to dla mnie znaczenia, nawet gdyby komórki macierzyste posłużyły do uleczenia mojego raka, a nawet wszystkich moich raków. Bóg wie, że kocham żyć, że chciałabym żyć tak długo, jak to tylko możliwe. Jestem zakochana w życiu. Ale gdyby dla uleczenia moich nowotworów wstrzyknięto mi komórki nienarodzonego dziecka, poczułabym się kanibalem. Medeą zabijającą własnych synów. («Ty zmoro nienawistna, ty z stworzeń najkrwawsze./Dla bogów i dla ludzi przewstrętne! Swe własne/Zabiłaś oto dzieci i możesz na jasne/Spoglądać jeszcze światło, patrzeć na tę ziemię» – mówi jej Eurypides ustami Jazona)