Tepotzotlan, Monte Alban, Machu-Picchu - religia Indian, a religia katolicka. Ich religia wymagała otwartej przestrzeni, monumentalnej i scenerii. Nasza religia - to zgęszczenie, ścieśnienie, to tłum zbity, spocony, napięty, ich religia - to człowiek w wielkim krajobrazie, TO NIEBO rozpięte, to ziemia, i gwiazdy. W takiej przestrzeni tłum zanikał, wtapiał się w pejzaż uniwersalny, w tym gigantycznym krajobrazie tłum nie mógł unicestwić jednostki, człowiek mógł być sam na sam
z Bogiem, czuć się wolny, złączony z nadziemską wielkością. Ich architektura sakralna sprowadza się do najprostszej geometrii. Żadne detale nie rozpraszają uwagi. U nas - tłok i ciasnota, tam – swoboda i nieskończoność, u nas - mur ograniczający, tam - pejzaż nie ograniczony.
Historia uczy, że jeśli Waszyngton zacznie się komuś przyglądać, podejrzany musi popaść w nieszczęście.
Każdy wie, kim jest ambasador USA w kraju Ameryki Środkowej: jest Panem Bogiem.