Pomyślałem o straszliwej bezużyteczności cierpienia. Miłość zostawia swoje dzieło – to następne pokolenia przychodzące na świat, trwanie ludzkości. Ale cierpienie? Tak wielka część ludzkiego przeżycia, bolesna i najtrudniejsza, przechodzi i nie zostawia śladu. Gdyby zebrać energię cierpienia, jaka dały tu z siebie miliony ludzi i przemienić ją w siłę tworzenia, można by z naszej planety stworzyć kwitnący ogród.
W wielu państwach istnieją obszary lodowate, ziemie przez większą część roku skute mrozem, martwe. Weźmy na przykład duńską Grenlandię albo amerykańską Alaskę. Nikomu nie przychodzi do głowy straszyć dzieci: umyj rączki, bo ześlą cię do Kanady! Albo: baw się grzecznie, bo wyślą cię do Ameryki! W tamtych krajach po prostu nie ma dyktatury, nikt nikogo nie zakuwa w kajdany, nikt nie więzi w obozach, nie wysyła do pracy w potępieńczy mróz, na pewną śmierć. Tam człowiek ma jednego przeciwnika – zimno. Tu aż trzech – zimno, głód i uzbrojoną przemoc.
Mapa jest dla Rosjan rodzajem wizualnej rekompensaty, swoistą emocjonalną sublimacją, a także przedmiotem nieskrywanej dumy. Służy ona także do tłumaczenia i usprawiedliwiania wszelkich niedostatkó, błędów, biedy i marazmu. Za duży kraj, żeby dało się go zreformować! – tłumaczą przeciwnicy reform. Za duży kraj, żeby dało się go posprzątać! – rozkładają ręce dozorcy od Brześcia do Władywostoku. Za duży kraj, żeby wszędzie dostarczyć towar! – burczą ekspedientki w pustych sklepach.
Chodzi o to, że świadomość współczesnego Rosjanina rozdziera sprzeczność nie do pogodzenia. To sprzeczność między kryterium krwi i kryterium ziemi. Do czego dążyć? W kryterium krwi chodzi o utrzymanie etnicznej czystości narodu rosyjskiego. Ale taka etnicznie czysta Rosja, to tylko część dzisiejszego Imperium. A co z resztą? W kryterium ziemi chodzi o utrzymanie obecnego Imperium. Ale wówczas nie może być mowy o utrzymaniu etnicznej czystości Rosjan.
Wreszcie rozlegało się rutynowe ostrzeżenie konwojentów: Krok w lewo lub krok w prawo uważa się za próbę ucieczki - strzelamy bez uprzedzenia!
Formuła ta była identyczna na całym obszarze ZSRR. Dwustumilionowy naród musiał kroczyć zwartą kolumną w nakazanym kierunku. Każde odchylenie na lewo lub na prawo oznaczało śmierć.
Coraz rzadziej mówią tu - towarzyszu, ale też nie potrafią powiedzieć - pan, bo to ciągle brzmi zbyt burżuazyjnie, a forma - ty, wobec osoby, której się nie zna dobrze, jest niegrzeczna. Więc zwracają się do siebie per - kobieto, mężczyzno.
Mniejszości etniczne zamieszkujące Imperium będą wykorzystywać najlżejszy powiew demokracji, aby się oderwać, uniezależnić, usamodzielnić. Dla nich na hasło "demokracji" odzew jest jeden - "wolność. Wolność rozumiana jako odłączenie. To oczywiście z kolei wywołuje sprzeciw narodu panującego, który, aby utrzymać swoją uprzywilejowaną pozycję, gotów jest uciec się do użycia siły, do rozwiązań autorytarnych.
Ileż ofiar, krwi i bólu związanych jest ze sprawą granic! Cmentarze tych, którzy na świecie polegli w obronie granic, nie mają końca. Również bezkresne są cmentarze śmiałków, którzy próbowali swoje granice poszerzyć. Można przyjąć, że połowa tych, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez naszą planetę i oddali życie na polu chwały, wyzionęła ducha w bitwach wywołanych kwestią granic.
Widział on pustynię i widział oazę, to znaczy widział cały świat, który w ostateczności sprowadza się do tego jedynego podziału.
Ich wiedza, pozbawiona scholastyki i doktrynerstwa, jest wielka, ponieważ służy życiu.
Ta wędrówka zesłańca nie jest tylko przemieszczeniem się w miejscu i w czasie. Towarzyszy mu bowiem proces odczłowieczenia: ten, który dotrze do kresu (o ile po drodze nie umrze), został już pozbawiony wszystkiego, co ludzkie. Nie ma nazwiska, nie wie, gdzie jest, nie wie, co z z nim zrobią. Odebrano mu język: nikt z nim nie chce rozmawiać. Jest przesyłką, jest rzeczą, jest igraszką.
Ludzie przyjmują tu wszelkie nieszczęścia, nawet te spowodowane bezdusznością i głupotą panujących, jako ekscesy wszechmocnej i kapryśnej przyrody, takie jak powodzie, trzęsienia ziemi, czy wyjątkowo ostre zimy. Bezmyślność lub brutalność władzy to po prostu jeszcze jeden z kataklizmów, których nie szczędzi natura. Trzeba to rozumieć; trzeba się z tym godzić.
Szczerze mówiąc, nie wierzę, aby można było zdemokratyzować Imperium, które tworzono setki lat drogą podboju i aneksji.
Po prostu istnieje nie dająca się rozwiązać sprzeczność między sztywną i apodyktyczną naturą Imperium a elastyczną i tolerancyjną naturą demokracji!
Wszędzie, w Workucie, w Norylsku, w Magadanie, uderza nędza lagrowego świata, jego skrajna, żebracza bieda, nieudolna, niedbała prowizorka, niechlujstwo i prymitywizm. To świat sklecony z łat i łachmanów, pozbijany zardzewiałymi gwoździami zwykłym toporem, powiązany parcianym sznurem, ściągnięty byle jakim drutem.!
Jako tajemnicę przetrwania podaje swoją sztukę robienia weków ze słoniny. Słonina — oto w czym tkwi sekret życia. Sekret życia i warunek wolności. Jeżeli nie będziecie mieć słoniny — to znaczy, jeżeli nie będziecie mieć tej podstawowej, elementarnej zamożności — nie będziecie wolni!
(...) tak powstaje sucha mgła, postrach wszystkich ludzi pustyni, sucha i gorąca mgła, kłęby miału rozżarzonego jak węgiel, to jest to, czym pustynia każe oddychać w godzinie swojej furii.
Jak chłopi na całym świecie zaczynają rozmowę od rozważań na temat plonów, a Anglicy wszelką wymianę zdań od dyskusji na temat pogody, tak w imperium pierwszym krokiem w nawiązaniu kontaktu między ludźmi jest wzajemne ustalenie swojej narodowości. Od tego bowiem będzie bardzo wiele zależało.
Wie, że jak jest upał, trzeba się ciepło ubrać, w chałat i baranią czapę, a nie rozbierać się do skóry, jak to robią biali. Człowiek ubrany myśli, a rozebrany - nie. Człowiek nagi może popełnić każde głupstwo. Ci, którzy tworzyli wielkie dzieła, byli zawsze ubrani. W Sumerze i Mezopotamii, w Sumarkandzie i w bagdadzie mimo piekła upałów ludzie chodzili ubrani. Powstały tam wielkie cywilizacje, których nie znała Australia ani równik afrykański, gdzie chodzono po słońcu nago. Można się o tym przekonać czytając historię świata.
Człowiek jest stworzony na taką przestrzeń, aby mógł ją przejść za jednym razem, za jednym wysiłkiem.
Pojęcie granicy może zawierać w sobie jakąś ostateczność, drzwi mogą zatrzasnąć się za nami na zawsze: taką jest granica między życiem i śmiercią. O tych niepokojach wiedzą bogowie i dlatego starają się pozyskać wyznawców obiecując, że w nagrodę wejdą do królestwa bożego, które będzie właśnie bez granic. Raj Boga chrześcijan, raj Jahwe i Allacha nie mają granic. Buddyści wiedzą, że stan nirwany to stan błogiej szczęśliwości bez granic. Słowem, tym, co najbardziej pożądane, oczekiwane i przez wszystkich upragnione, jest właśnie owa bezwarunkowa, zupełna, absolutna – bezgraniczność.