Ludzi czytających zdałoby się hołubi, a czule. Bo może to juz ostatni, co tak poloneza wodzą.
Względem tego, co pisarze robią na Polconach - odpowiem tak: Polcony, drogi i szanowny panie, to imprezy zamknięte i elitarne. By się dowiedzieć, co sie tam dzieje, trzeba tam być. Zaproszonym.
Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną.
Bycie głąbem jest obecnie w naszym kraju modne, jest comme il faut. I powstaje odwieczny dylemat typu jajko-kura - czy społeczeństwo nie czyta, albowiem składa się z głąbów? Czy też może odwrotnie: nie czytają, więc zgłąbieli i dlatego tylu dziś głąbów dookoła?
Pisarze fantastyczni są znacznie gorsi od mainstreamowych. Są takim samym kłębowiskiem zawistnych i kąśliwych żmij jak głównonurtowcy. Ale głównonurtowcy są w swojej żmijowatości uczciwsi. Są po prostu żmijami. Nie markują "braterstwa broni". I nie udają przyjaźni
Bogiem a prawdą, nigdy nie spotkałem się ze strony czytelników książek z tak potworną głupota, amatorszczyzną, niekompencją i arogancją, jaką regularnie raczą mnie dziennikarze i dziennikarki.
Gust czytelników jest rzeczą tak chimeryczną i tak efemeryczną, że nie umiałbym się do niego dostosować, nawet gdybym chciał.
Pan Bóg, jak wiadomo, tworzył świat przez bodajże tydzień, a potem spojrzał na swoje dzieło i powiedział: „Ooo kurwa!”. A później dodał: „A, mam jeszcze chwilę, teraz zrobię coś naprawdę ładnego. Coś mnie godnego, coś zaprawdę w boskim wymiarze. Coś takiego, co jest autentyczną kwintesencją piękna i nie ma wad”. I zrobił kota.