Pamiętam natomiast, że testowanie młodej aktorskiej braci studenckiej polegało na tym, aby wypić ćwiartkę wódki z plastykowego kubka duszkiem, leżąc w pustej wannie. Tragedia. Mało kto to przeszedł. Ja nie. Ale mój kolega, świeżo po wojsku, podołał.
Boję się natomiast tego, że to, co teraz widzimy, co jest okrutnym zachowaniem i przejawem łamania międzynarodowych praw i Konstytucji, stanowi dopiero preludium do jeszcze straszniejszego okrucieństwa, na które zdecyduje się Europa. [...] Boję się, że zamiast wypychać uchodźców, wywozić, przepłacać dyktatorów, by trzymali ich u siebie, w obozach lub nie – zaczniemy ich po prostu zabijać, by nie przekroczyli naszych granic.
Żeby wywalczyć sobie prawo robienia filmów, musiałam się zetknąć z wieloma dziwnymi ludźmi. Jednym z nich był Janusz Wilhelmi – szef kinematografii, inteligentny, pozbawiony skrupułów manipulator, gnida rodem z Dostojewskiego. Pamiętam, że wyciągnął mnie z niebytu i pozwolił mi wtedy na debiut, bo myślał, że w ten sposób skłóci mnie z Wajdą, którego dręczył i poniżał. (…) [Plan Wilhelmiego się nie powiódł], bo Wajda powiedział, żebym koniecznie robiła film, jako szef Zespołu Filmowego X był zresztą moim producentem.
Nie wiemy, jak działa świadomość. To jest jeden z poważniejszych problemów: nie wiemy, jak zdefiniować świadomość i jak ona tak naprawdę funkcjonuje. Wiemy mniej więcej, jak wygląda proces uczenia się i rozwijania inteligencji, natomiast jedno jest do pewnego stopnia niezależne od drugiego. Potrafię sobie wyobrazić istoty bardzo inteligentne i nieposiadające żadnej świadomości oraz takie, które są świadome i nie posiadają żadnej inteligencji.
(…) w historii pojawiają się bohaterowie, którzy są, nazwijmy to: sporni. My mamy na przykład Chopina, którego Francuzi uważają za swego. Podobnie Curie-Skłodowska, także jest uważana za rodowitą Francuzkę, a Kopernik jest traktowany przez Niemców jak swój. I wreszcie Janosik, choć to może nie jest zbyt intelektualny przykład, ale ta postać jest jak najbardziej historyczna. Mówiąc, że był Słowakiem odnieślibyśmy to do dzisiejszych granic. Natomiast w tamtym okresie był obywatelem górnych Karpat czyli poddanym cesarza austriackiego. Szczerze mówiąc dla samego Janosika nie miało to żadnego znaczenia jak go w końcu nazwą, ale jeśli mówił w jakimś języku, to z pewnością był to rodzaj języka słowackiego.
Natomiast dla mnie najbardziej obiecującym zagadnieniem jest uczenie maszynowe i zagadnienie ogólnej sztucznej inteligencji, w której postęp jest niewiarygodnie szybki. To, co w tej dziedzinie wiedzieliśmy kilka lat temu, jest teraz już nieaktualne. Wydaje się, że to tu będzie działo się najwięcej w najbliższej przyszłości. Wcale nie jest jasne, czy kolejnej rewolucji w fizyce dokonają fizycy, czy już jakieś inne istoty, które sami powołamy do życia w sposób sztuczny.
A z tego spektaklu to nic nie pamiętam poza tym, że biegaliśmy dookoła klombu. Następnego dnia po emisji telewizyjnej statystowałem akurat w filmie Marysia i Napoleon. Gustaw Holoubek wyłowił mnie z tłumu i spytał: „A to pan wczoraj grał w tym strasznym przedstawieniu? Okropnie pan grał, ale był pan tam jedynym aktorem”. Przyjąłem to jako komplement.
Wcześniej tego roku pojechaliśmy na narty. Byłem właśnie w sklepie, gdzie płaciłem rachunek, i stała tam pewna znana mi pobieżnie kobieta. Czekałem na swój rachunek, a ona coś kupowała, sitko do herbaty. Zupełnie nagle zapytała mnie: „Gdzie zginął twój ojciec?” Byłem bardzo zaskoczony, wyrzuciłem z siebie jakieś „Oh, Anzio”. I teraz: to jest kobieta mniej więcej w moim wieku, a więc gdzieś tak w okolicach czterdziestki. Powiedziała: „Mój ojciec także zginął na wojnie”. Najwyraźniej ktoś pożyczył jej egzemplarz The Final Cut, a ona wysłuchała go w całości i uznała za bardzo poruszający. Tak naprawdę to powiedziała, że wzruszył ją do łez. Powiedziała mi to, stojąc w sklepie, z pewnym wysiłkiem jak podejrzewam, i pamiętam, że pomyślałem wtedy: „To naprawdę wystarczy. I nie będzie miało żadnego znaczenia, jeśli Amerykanie tego nie kupią”.
Zgadzam się, że aktor Teatru Narodowego nie powinien grać w reklamach. Natomiast nie widzę powodu, dla których wybitni aktorzy innych teatrów mogą to robić bezkarnie i nie są za to pouczani. Nie mam manii prześladowczej, dopiero od trzech tygodni jestem dyrektorem, ale sprawa udziału aktorów w reklamie była przez krytykę traktowana w walce z Narodowym instrumentalnie. (…) to, czy aktor zagra w reklamie, nie ma wielkiego znaczenia dla pracy teatru, znaczenie ma, czy gra w reklamie w czasie przeznaczonym na pracę w teatrze i gra słabo na macierzystej scenie.
Twierdzę megalomańsko, że umiem robić spektakle telewizyjne, nie boję się telewizji. Natomiast teatru ciągle się uczę, nie mam gotowych rozwiązań, nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem reżyserem, który ma własny styl teatralny.
Zdarzało się, że aktor nie przyszedł, bo zapomniał, zaspał albo zapił. Nie pamiętam jednak, aby ktoś świadomie zlekceważył wpisany do repertuaru spektakl i zamiast do teatru poszedł do telewizji.