- (...) Anglicy umierają za Anglię, Amerykanie za Amerykę, Niemcy za Niemcy, Rosjanie za Rosję. W tej wojnie bierze teraz udział pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt krajów. To chyba niemożliwe, żeby było aż tyle krajów za które warto umierać?
- Jeżeli jest dla czegoś warto żyć, to warto za to i umrzeć - odpowiedział Nataley
- A jeżeli za coś warto umrzeć, to tym bardziej warto dla tego żyć. - odpowiedział stary bluźnierca.
Wiedział, że niczego nie można wiedzieć na pewno, nawet tego, że niczego nie można wiedzieć na pewno.
To nieprawda, że opóźnione w rozwoju (z uszkodzonymi mózgami, zidiociałe, z rozmiękczeniem mózgu, z zaburzeniami emocjonalnymi, autystyczne ) dzieci z konieczności są kochane przez rodziców lub że są zawsze niezwykle piękne i urocze, gdyż Derek, nasz najmłodszy, nie jest szczególnie ładny, a my go wcale nie kochamy. (Wolelibyśmy o nim nie myśleć. Nie chcemy o nim mówić.
Jeżeli dla czegoś warto żyć, to warto za to i umrzeć. (...) A jeżeli za coś warto umrzeć - to tym bardziej warto dla tego żyć.
(...) - Może długie życie musi być wypełnione przykrościami, jeżeli ma się wydawać długie. Ale komu zależy na takim życiu?
- Mnie - odpowiedział mu Dunbar.
- Dlaczego?
- A masz coś lepszego?
- Bądź wdzięczny za to, że jesteś zdrów.
- Miej pretensję, że nie zawsze będziesz zdrowa.
- Bądź wdzięczny za to, że w ogóle żyjesz.
- Bądź wściekła, że musisz umrzeć.
- Mogłoby być dużo gorzej - krzyknęła.
- Mogłoby być o całe niebo lepiej - odpowiedział zapalczywie.
Major Major skłamał i wyszło mu to na dobre. W gruncie rzeczy nie zdziwiło go to, gdyż zauważył, że ludzie którzy kłamią, są ogólnie rzecz biorąc zaradniejsi, ambitniejsi i lepiej im się powodzi niż ludziom, którzy nie kłamią.
Każda ofiara jest winowajcą, każdy winowajca jest ofiarą i ktoś musi wreszcie kiedyś zbuntować się i spróbować rozerwać ten zasrany łańcuch dziedziczonych zwyczajów zagrażający wszystkim ludziom.
Dlaczego nikt go nie rozumie, że nie jest dziwolągiem, ale normalnym samotnym człowiekiem, który stara się prowadzić normalne, samotne, ludzkie życie. Czy nie krwawi, kiedy się go kłuje? I czy nie śmieje się, kiedy się go łaskocze? Jakby im nigdy nie przyszło do głowy, że on tak samo jak oni ma oczy, ręce, narządy, wymiary, zmysły i uczucia, że może zginąć od tej samej broni, że marznie i grzeje się na tym samym wietrze i je to samo co oni, chociaż trzeba przyznać, że za każdym razem w innej stołówce.
Kobiety były jego pasją. Jako nosicielki seksu budziły w nim szaleńcze, bałwochwalcze wprost uwielbienie. Były cudownymi, szczęściodajnymi, oszałamiającymi przejawami boskości, narzędziami rozkoszy zbyt potężnych, aby można je zmierzyć, zbyt dojmujących, aby można je wytrzymać, i zbyt wykwintnych, aby mógł z nich korzystać zwykły, niegodny mężczyzna. Ich nagą obecność w swoich rękach mógł interpretować tylko jako kosmiczne niedopatrzenie [...].
Paragraf 22 nie istniał, był o tym przekonany, ale jakie to miało znaczenie? Liczyło się to, iż wszyscy myśleli, że on istnieje, i to było znacznie gorsze, gdyż nie miało się przedmiotu ani tekstu, który można by wyśmiać, odrzucić, oskarżyć, skrytykować, zaatakować, poprawić, znienawidzić, obrzucić wyzwiskami, opluć, podrzeć na strzępy, stratować lub spalić.
Pułkownik Cathcart był człowiekiem odważnym i bez wahania zgłaszał swoich ludzi na ochotnika do ataku na każdy cel.
- Oni chcą mnie zabić (…). Yossarian rozporządzał niezbitymi dowodami, gdyż zupełnie nieznani mu ludzie strzelali do niego z działek za każdym razem, kiedy leciał zrzucać na nich bomby, co nie było wcale zabawne.
Rano czułem się jak niepokonany młody człowiek, po południu wiedziałem, że jestem starcem.
Ludzie mają prawo robić wszystko, co nie jest prawnie zabronione, a nie ma żadnego przepisu, który by zabraniał pana okłamywać.
- I nie mów mi, że Bóg działa w sposób dla nas niepojęty - mówił Yossarian nie zwracając uwagi na jej protesty. - Nie ma w tym nic niepojętego. On nie działa, On się nami bawi. Albo w ogóle o nas zapomniał. Taki jest ten Bóg, o którym tyle mówicie: ciemny chłopek, niezdarny fuszer, bezmyślny, zarozumiały, nieokrzesany ciemniak. Dobry Boże, ile szacunku można żywić do Najświętszej Istoty, która uważała za niezbędne włączyć do swojego boskiego planu stworzenia takie zjawiska, jak flegmę i próchnicę zębów? Cóż, u licha, powodowało Jego spaczonym, złośliwym, skatologicznym umysłem, kiedy pozbawił starych ludzi kontroli nad stolcem? Po co, u licha, stworzył ból?
- Ból? - Żona porucznika Scheisskopfa ze zwycięską miną rzuciła się na to słowo. - Ból jest objawem pożytecznym. Ból ostrzega nas o niebezpieczeństwie.
- A kto stworzył niebezpieczeństwa? - spytał Yossarian i roześmiał się zgryźliwie. - Tak rzeczywiście okazał nam wielką łaskę obdarzając nas bólem! Dlaczego nie może ostrzegać nas za pomocą dzwonka albo któregoś ze swoich chórów niebiańskich? Albo układu zielonych i czerwonych neonowych lampek pośrodku czoła? Każdy znający się na rzeczy producent szaf grających potrafiłby to zrobić. Dlaczego więc On nie mógł?
- Przecież ludzie wyglądaliby śmiesznie z czerwonymi neonami na środku czoła.
- Teraz za to pięknie wyglądają, kiedy wiją się w agonii albo leżą otępiali od morfiny, prawda? Cóż to za kolosalny, nieśmiertelny partacz! Kiedy się pomyśli o Jego potędze i możliwościach, jakie miał, aby zrobić coś naprawdę dobrego, a potem spojrzy na ten bezmyślny, odrażający bałagan, jakiego narobił, Jego nieudolność musi zdumiewać. Premii to on za to nie dostał. Przecież żaden szanujący się przedsiębiorca nie przyjąłby takiego fajtłapy nawet na magazyniera!
Yossarian zawdzięczał zdrowie ćwiczeniom fizycznym na świeżym powietrzu, pracy zespołowej i duchowi sportowemu, gdyż uciekając przed tym wszystkim odkrył po raz pierwszy szpital.
Chociaż praca, jaką wykonujemy, nie jest zbyt ważna, ważne jest, żebyśmy wykonywali jej jak najwięcej.
Powiadam ci, Yossarian, przesądy rasowe to rzecz straszna. Naprawdę. To potworne, kiedy przyzwoitego, lojalnego Indianina traktuje się jak jakiegoś czarnucha, żydłaka, makaroniarza czy portorykańca.
Noc była pełna okropności i wydawało mu się, że wie, co musiał czuć Chrystus idąc przez świat, jak psychiatra przez oddział wariatów, jak ofiara przez więzienie pełne złodziei.