Bond to dla mnie rzecz święta. Wychowałem się na tych filmach i dla mnie ciągle pełne są one niesamowitej magii. Gdybym zobaczył, jak to wygląda od kuchni, magia zniknęłaby bezpowrotnie. Dlatego masz moje słowo: owszem, kupię bilet na każdy następny film z agentem 007, choćby i za ostatnie pieniądze, ale sam nigdy w życiu go nie zagram.
Panowała opinia, że Polacy przynajmniej przyzwoicie się zachowują. Ja się tym pocieszałam. Szokiem było wejście Niemców z NRD, to było jakieś przełamanie tabu, po raz pierwszy od II wojny światowej armia niemiecka najechała terytorium innego państwa. Strasznie wyglądali Rosjanie: obdarci, w łachmanach, głodni – coś nawaliło z aprowizacją i oni przez kilka dni nie mieli zapasów, nie mieli co jeść. I tu trzeba powiedzieć, że Czesi nie byli tacy poczciwi, żeby ich karmić; wręcz przeciwnie, na ich oczach zajadali się pieczoną kiełbasą albo brzoskwiniami, taki mieli sposób na walkę z okupantem. Pierwsze dni po wejściu wojsk były szalenie ciekawe. Ciągle gdzieś się biegało, w powietrzu latały kule, chłopcy wskakiwali na czołgi i walili motykami w zbiorniki z benzyną.
Jarosław Kaczyński nie jest zabawny, jest ciągle groźny, więc nie patrzę na to tak ludycznie.
Generalnie rzecz biorąc, ja jestem w jednej dziedzinie za równouprawnieniem, a mianowicie: żeby w małżeństwie było 50% mężczyzn i 50% kobiet.
Uczcie się z historii spekulantów i inwestorów to dowiecie się, że lepsze okresy poprzeplatane gorszymi to normalka w tym fachu. Ludzie którzy ciągle trafiają to mit.
Rzecz wręcz zdumiewająca. Student Akademii Teatralnej w tej chwili nie ma żadnych kłopotów z Witkacym. Ma kłopoty z Fredrą. Podejrzewam, że podobnie jest z publicznością.
Twierdzę megalomańsko, że umiem robić spektakle telewizyjne, nie boję się telewizji. Natomiast teatru ciągle się uczę, nie mam gotowych rozwiązań, nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem reżyserem, który ma własny styl teatralny.
Teatr jest ciągle tym miejscem, gdzie bywa się artystą. W kinie artystą jest reżyser, a aktor to lepiej lub gorzej sfotografowany przedmiot. Dlatego właśnie teatr daje mi najwięcej satysfakcji.
Ciągle stoję pod ścianą, mam kuloodporną kamizelkę na sobie, albo skórę z niedźwiedzia. Kulawy, garbaty, jestem, po prostu jestem. Wystarczy, że się podobam kobietom.
Żaden aktor nie godzi się chętnie na ograniczenie swego emploi. Mnie takie ograniczenie spotkało już w początkach pracy zawodowej. Po moich pierwszych filmach uznano, że powinnam grać wyłącznie postacie dziewcząt pięknych, prostych, o łagodnym sercu: a więc typ ról, który określa się mianem „pierwsza naiwna”. Tak zaszufladkowany aktor zaczyna przeważnie wzdychać do ról „czarnych charakterów”. Postać „naiwnej” jest przecież z reguły uproszczona, a przez to pusta i nieprawdziwa. Z biegiem czasu udało mi się odejść od tego niefortunnego wzorca. Wcale nie marzę o prostocie i łagodności. (…) Ale nasz film jest zdominowany przez panów. Panowie walczą, cierpią, przeżywają problemy; panie pełnią w świecie rolę pomocniczą, są po to, by wysłuchać, pocieszyć, wesprzeć. Ich kobiece sprawy traktowane są pobłażliwie, jeśli nie zgryźliwie. (…) Moje role (młodych, zbuntowanych dziewcząt w Beacie i Ich dniu powszednim) to są pozycje wyjątkowe, zresztą niezupełnie typowe, chodziło o problemy młodzieżowe. Ale obydwie role, a także Zosię z radzieckiego filmu Bogina, wspominam bardzo ciepło. Te trzy filmy można by zresztą potraktować jako opowieść o jednej bohaterce.
Pierwsza rzecz podstawowa, dać ludziom trochę radochy, niech się pośmieją ze mnie.