Teraz zawsze będziemy razem - mówił doń we śnie obdarty filozof-włóczęga, który, nie wiedzieć w jaki sposób, stanął na drodze Jeźdźca Złotej Włóczni - gdzie jeden, tam i drugi! Kiedy wspomną mnie, równocześnie wspomną ciebie! Mnie podrzutka, syna nieznanych rodziców, i ciebie, syna króla-astronoma i młynarzówny, pięknej Pilli.
..dam pani radę, Małgorzato Nikołajewno, nigdy i niczego proszę się nie bać. To niemądre.
Ach, messer, moja żona, gdybym ją miał, mogła dwudziestokrotnie owdowieć. Na szczęście nie jestem żonaty i, mówiąc szczerze, bardzo się z tego cieszę. Ach, messer, czy warto zamienić kawalerską wolność na ciężkie jarzmo?
(...) twarzy liliowego nie tylko nie brakowało niczego, ale raczej czegoś było w niej za dużo - za dużo obwisłych policzków i rozbieganych oczu.
Iwan Nikołajewicz wie wszystko i wszystko rozumie. Wie, że za młodu padł ofiarą przestępczych hipnotyzerów, a potem się leczył, aż wyleczył. Ale zdaje sobie sprawę, że nie ze wszystkim może sobie poradzić. Nie potrafi sobie poradzić z wiosenną pełnią księżyca.
Miło mi, naprawdę bardzo mi miło - piskliwym głosem powiedział kotopodobny grubas i nagle zamachnął się i zasunął go w ucho tak, że czapka spadła administratorowi z głowy i na wieki zniknęła w otworze klozetu.
Uważaj, co myślisz, kiedy mówisz. [...] Uważaj, co mówisz, kiedy myślisz.
(Iwan) dokładnie już sobie wyobrażał owe dwa pokoje w suterenie domku, w których z powodu płotu i bzów zawsze panował półmrok. Widział podniszczone, niegdyś wykwintnie mahoniowe meble, biurko, na biurku dzwoniący co pół godziny zegar i książki, książki od malowanej podłogi aż po zakopcony sufit i piec.
Powietrze stało się chłodniejsze i głosy pod lipami brzmiały teraz łagodniej, po wieczornemu.
Jak widzę, rodzi się nowa profesja - uliczny stręczyciel! - powiedziała, wstając z ławki, aby odejść.
- Wybaczy pan, ale w mężczyznach unikających wina, gier i towarzystwa pięknych dam i biesiadnych pogawędek kryje się coś niedobrego. Tacy ludzie są albo ciężko chorzy, albo potajemnie nienawidzą otoczenia.
- Służące wszystko wiedzą - stwierdził kot, podniósłszy znacząco łapę. - Myśleć, że są ślepe, to błąd.
- Za nic, messer - wrzasnął kot i natychmiast wylazł spod łóżka z koniem w łapie.
- Pragnę polecić pani... - zaczął Woland, ale sam sobie przerwał: - Nie, nie mogę
patrzeć na tego błazna. Proszę popatrzyć, co on z siebie zrobił pod tym łóżkiem!
Zakurzony, stojący na tylnych łapach kocur kłaniał się tymczasem Małgorzacie.
Miał teraz pod szyją białą muszkę, a na piersiach dyndało mu na rzemyku oprawne w
masę perłową damskie lorgnon. Poza tym pozłocił sobie wąsy.
(Poeta) zmarnował swą noc (...) i teraz już wiedział, że stracił ją na zawsze. Wystarczyło unieść głowę, spojrzeć ponad lampą w niebo, by zrozumieć, że noc minęła bezpowrotnie.
Zaczął uważnie przysłuchiwać się temu wszystkiemu, co działo się w jego duszy, analizować to. Wydało mu się, że podniecenie minęło, przekształciło się w poczucie wielkiej, śmiertelnej krzywdy. Ale i ono było nietrwałe, przeminęło, zastąpiła je, nie wiedzieć czemu, wyniosła obojętność, a tę z kolei - przeczucie wiekuistego spokoju.
Prawdę mówiąc, w naszej administracji złodziej na złodzieju i złodziejem pogania...