(...) ludzie ograbieni ze wszystkiego jak my oboje szukają ocalenia u sił nadprzyrodzonych!
Jeśli nie ma Boga, to kto kieruje życiem ludzkim i wszystkimi ziemskimi sprawami? - Ludzie sami sobą kierują [...].
- Powiedz mi zatem, czemu nieustannie mówisz o dobrych ludziach? Czy nazywasz tak wszystkich ludzi?
- Wszystkich – odparł więzień. – Na świecie nie ma złych ludzi.
(…) – Czy wyczytałeś to z którejś z ksiąg?
- Nie, sam do tego doszedłem.
- I tego nauczasz?
- Tak.
- Skoro może pan wyjść na balkon, może pan również stąd uciec. A może to za wysoko?
- O, nie - odparł z naciskiem gość - nie mogę stąd uciec, nie dlatego, że za wysoko, tylko dlatego, że nie mam dokąd uciekać.
Zresztą, pan...raz jeszcze proszę mi wybaczyć, ale chyba się nie mylę, sądząc, że jest Pan nieukiem?
Rozglądał się, głęboko wstrząśnięty, wreszcie rzekł do kota:
- Przepraszam, czy to ty...Czy to pan... - zająknął się, nie wiedząc jak powinien się zwracać do kocura. - Czy to pan jest tym kotem, który wsiadał do tramwaju?
- Ja - przytaknął kot, który czuł się pochlebiony, i dodał: - Miło mi słyszeć, że się pan tak uprzejmie zwraca do kota. Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów "ty", choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
Mądrym ludziom mądrość służy do orientowania się w skomplikowanych życiowych sytuacjach.
Cóż tu więc mówić o takich głupstwach jak talia kart, która nagle znajduje się na parterze w cudzej kieszeni, albo znikające damskie sukienki czy miauczący beret i inne rzeczy w tym guście! Takie numery potrafi odstawić każdy zawodowy hipnotyzer średniej klasy na byle estradzie, dotyczy to również prostego tricku z odrywaniem głowy konferansjerowi. Kot, który mówi, to też zupełny drobiazg.
W pierwszym pokoju - to był ogromny pokój, czternaście metrów - same książki, nic, tylko książki i piec. Ach, jak znakomicie sobie urządziłem to mieszkanie!
- Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Gorzej, że ta śmierć bywa nagła, ot co! I że człowiek nie może nawet powiedzieć, co będzie robił dzisiejszego wieczoru...
Wszelka cierpliwość ma swoje granice, więc za biurkiem podniesiono głos...
Bogowie, o, bogowie moi! Taka smutna jest wieczorna ziemia! Takie tajemnicze mgły rozciągają się nad mokradłami. Kto błąkał się w tych mgłach, kto wiele cierpiał przed śmiercią, kto przelatywał nad tą ziemią, niosąc na sobie ciężar nie do zniesienia, ten wie. Wie to ten, kto skonany. I on bez żalu porzuca mgły ziemi, jej grzęzawiska i rzeki, i oddaje się w szpony śmierci z lekkim sercem, przeświadczony, że tylko ona jedna go uspokoi.
- Przebóg, królowo - wychrypiał - czy pozwoliłbym sobie nalać damie wódki? Czysty spirytus!
Ale sądząc po dobiegającym z kuchni brzęku garnków można było przypuszczać, że Behemot znajduje się właśnie tam, swoim zwyczajem udając głupiego.