- To atak neurastenii - wytłumaczyłem kotu - zalęgła się we mnie, będzie się rozwijała i w końcu mnie pożre. Ale na razie jeszcze można wytrzymać.
Czułem też, że samobójstwo, przerwane w najciekawszym miejscu, już nie dojdzie do skutku, a co za tym idzie, od jutra znów się znajdę w otchłani klęsk i nieszczęść.