Stiopa, wybałuszając oczy, zobaczył, że na malutkim stoliku stoi taca, na której leży pokrojony biały chelb, prasowany kawior w salaterce, marynowane borowiki na talerzyku, przykryty pokrywką rondelek i wreszcie wódka w pojemnej karafce pozostałej w spadku po jubilerowej. Szczególnie wstrząsające wrażenie na Stiopie wywarło to, że karafka spotniała z zimna. Było to zresztą całkowicie zrozumiałe - spoczywała bowiem w wiaderku napełnionym lodem. Jednym słowem stół był nakryty fachowo, ze znajomością rzeczy.
Co prawda, to człowiek nieszczęśliwy. Odkąd dobrzy ludzie go zmasakrowali, stał się szorstki i okrutny. Ciekawe, kto go tak okaleczył.
Czy nie lepiej wydać ucztę za te 27 tysięcy, a potem zażyć truciznę i przenieść się na tamten świat przy dźwiękach strun, wśród oszołomionych winem pięknych kobiet i wesołych przyjaciół ?
- Długo jeszcze będzie trwał cyrk pod tym łóżkiem? Wyjdziesz ty stamtąd, Hansie przeklęty!
- Nie mogę znaleźć konia - przytłumionym, fałszywym głosem odezwał się spod łóżka kocur - pocwałował gdzieś, a zamiast niego skacze tu jakaś żaba.
- Czy nie wydaje ci się aby, że jesteś na jarmarku? - zapytał Woland udając zagniewanie.
- Nie ma i nie było pod łóżkiem żadnej żaby! Zachowaj te tandetne sztuczki dla Variétés. Jeśli w tej chwili nie wyjdziesz, to będziemy uważali, że poddałeś partię,
przeklęty dezerterze!
Posłuchaj, jak cicho - mówiła do mistrza Małgorzata, a piasek szeleścił pod jej bosymi stopami. - Słuchaj i napawaj się tym, czego nie dane ci było zaznać w życiu - spokojem. Popatrz, oto jest już przed tobą twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę. Widzę już okno weneckie i dzikie wino, które wspina się aż pod sam dach. Oto twój dom, oto twój wieczysty dom. Wiem, że wieczorem odwiedzą cię ci, których kochasz, którzy cię interesują, ci, co nie zakłócą twojego spokoju. Będą ci grali, będą ci śpiewali, zobaczysz, jak jasno jest w pokoju, kiedy palą się świece. Będziesz zasypiał wdziawszy swoją przybrudzoną wieczystą szlafmycę, będziesz zasypiał z uśmiechem na ustach. Sen cię wzmocni, przyjdą ci po nim do głowy mądre myśli. I już nie będziesz umiał mnie wypędzić. Ja zaś będę strzegła twego snu. Tak mówiła Małgorzata idąc z mistrzem w kierunku ich wieczystego domu i wydawało się mistrzowi, że słowa Małgorzaty szemrzą tak samo, jak szemrał i szeptał strumień, od którego się oddalali, i świadomość mistrza, niespokojna, pokłuta igłami świadomość gasła.
W taki sposób wyrzekłeś swoje słowa, jakbyś nie uznawał cieni, a co za tym idzie - jakbyś nie uznawał zła. Ale bądź tak dobry i rozważ jedno zagadnienie: cóż by wskórało twe dobro, gdyby zło nie istniało, i jak wyglądałaby ziemia, gdyby zniknęły z niej cienie? Cienie wszak rzucają i ludzie, i przedmioty. Spójrz, to cień mej szpady. Bywają także cienie rzucane przez drzewa oraz żywe istoty. Chyba nie chcesz ograbić całej kuli ziemskiej, pozbawić ją wszystkich drzew i wszystkiego, co żyje, tylko dlatego, że masz fantazję rozkoszować się niezmąconym światłem? Jesteś głupcem.
Na początku potraktował mnie nieprzyjaźnie, a nawet ubliżał mi, to znaczy wydawało mu się, że mi ubliża, nazywając mnie psem. - Tu aresztowany się uśmiechnął. - Osobiście nic nie mam przeciwko psom, więc co tu się obrażać...
"On nie rzuca cienia!" - desperacko wrzasnął w duchu Rimski. I zadygotał.
W ciągu dwóch godzin Nikanor Iwanowicz przyjął coś trzydzieści dwa takie podania. [...] Między innymi znajdował się tam wstrząsający pod względem siły artystycznego wyrazu opis porwania pierożków zapakowanych bezpośrednio do kieszeni marynarki w mieszkaniu pod trzydziestym pierwszym, dwie obietnice popełnienia samobójstwa i jedno wyznanie dotyczące potajemnej ciąży.
I wie pan co, uważam, że jest tu zupełnie nieźle. Tylko nie trzeba sobie, drogi sąsiedzie, zaprzątać głowy wielkimi planami, niech mi pan wierzy! Ja, na przykład, chciałem przewędrować cały świat. Ale cóż, okazało się, że wypadło inaczej. Widzę stąd tylko nieznaczny kawałek tego świata. Myślę zresztą, że nie najlepszy jego kawałek, ale, powtarzam, to nie jest takie straszne. Teraz zbliża się lato. (...) Nocami będzie świecił księżyc.
Ciemność, która nadciągnęła znad Morza Śródziemnego okryła znienawidzone przez procuratora miasto.
Przecież mówiłem wam tyle razy: wasz główny błąd polega na tym, że nie doceniacie znaczenia ludzkich oczu. Zrozumcie: język potrafi ukryć prawdę, ale oczy...nigdy! Powiedzmy: ktoś wam zada niespodziewane pytanie. Nawet nie drgnąwszy, momentalnie się opanujecie i wiedząc, co powiedzieć, żeby ukryć prawdę, mówicie to bardzo przekonywająco, przy czym żaden muskuł nie drgnie na waszej twarzy. Ale niestety! Zaskoczona pytanie, prawda na moment wzbija się z dna duszy ku oczom...i już! Ujrzano ją! Koniec z wami!
- Za przeproszeniem - rzekł łagodnie nieznajomy - żeby kierować, trzeba mieć przynajmniej dokładny plan na jakiś porządny kawał czasu. Pozwoli pan, że spytam, jak człowiek może czymś kierować, skoro nie tylko nie ma możności zaplanowania czegoś na, powiedzmy, tak śmiesznie krótki czas jak tysiąclecie, ale nie może być pewny nawet własnego jutra. Przecież tak właśnie jest.
Jest jednak sprawa, która nie daje mi spokoju. Jeśli nie ma Boga, to kto kieruje życiem ludzkim i wszystkimi ziemskimi sprawami?
Gdy inni ucztowali, poeta zmarnował noc i wiedział, że już jej nie odzyska. Wystarczyło unieść głowę i spojrzeć ponad lampą ku niebu, aby zrozumieć, że noc przepadła bezpowrotnie.