Lekarz mi niedawno tłumaczył, że mężczyźnie na kacu chce się uprawiać miłość, bo czuje śmiertelne zagrożenie, a natura mu podpowiada, że to jest ostatni moment do pozostawienia po sobie jakiegoś śladu.
Ja nie patrzę na alkoholika, ponieważ on mnie nie dotyczy, ja nim nie jestem. Ale patrzę na własny los, który niczym się nie różni, gdyż ma tę samą potrzebę miłości. Miłości jak nauka chrystusowa, która mówi oprzyj się na tym, a wygrasz ten swój pobyt na ziemi tak boleśnie dla nas określony. Gdyby nie ten fakt, życie nie miałoby sensu. Jak mówi Seneka, jak można bać się śmierci, skoro od chwili kiedy pojawiamy się na świecie do niej zmierzamy. Filozofowi łatwo to powiedzieć, ale my się musimy z tym użerać przez osiemdziesiąt lat.
Lekkość bytu w świecie wina ma urok nieprzemijający. Zawsze na końcu jest nasz całkowicie indywidualny odbiór; impresja, z którą nikt nie może dyskutować. Dlatego powtarzam, że najlepsze wino to takie, które nam smakuje, a nie to, które otrzyma nie wiadomo ile punktów w przewodnikach ekspertów.
Coraz rzadziej myślę o alkoholu jak o sposobie zdobywania niewieściego serca. Ale jeżeli miałby mi alkohol towarzyszyć na tej drodze, to wino jest dobre, bo nie zwala z nóg, tylko przedłuża akt poznawania niewiasty. Dobry dobór wina do spotkania bardzo określi jego przebieg. Jeżeli mamy do czynienia z wyrafinowaną kobietą, to… Ale jak to odkryć przy jednej butelce?…