Po schodach z trupów nie wstępuje się do Królestwa Niebieskiego.
Epoka zwłoki, półśrodków, łagodzenia i wyciszania, przekładania na później, zbliża się do końca. Rozpoczyna się epoka stawiania czoła konsekwencjom.
Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego.
Jeśli ktoś pisze, że powstania przynosiły Polsce wielkie straty – i oczywiście nie można tej prawdzie zaprzeczyć – to powinien zastanowić się także, co działo się z Polakami, kiedy nie powstawali. Tylko w latach 1832-1873 (z wyłączeniem okresu Wojny Krymskiej i Powstania Styczniowego) z terenu kadłubowego, maleńkiego Królestwa Polskiego wcielono do armii Imperium Rosyjskiego ponad 200 tysięcy młodych ludzi, z czego około 150 tysięcy zmarło lub zginęło gdzieś na służbie garnizonowej w kazachskich stepach, albo w walce z broniącymi swej niepodległości Czeczenami, albo od kijów rosyjskich kaprali. Najwyżej 20-25 tysięcy wróciło (po 25-letniej służbie) do kraju...
Tymczasem rezultat pierwszej nocy zawiódł najskromniejsze nawet nadzieje moje. Wprawdzie wypędziliśmy załogę moskiewską z Szydłowca i pozostaliśmy panami miasta, ale nasza korzyść materyalna była bardzo małą: kilka trupów moskiewskich, kilkanaście jeńców i może tuzin karabinów. Korzyść moralna nie była większą, bo ludność miasta Szydłowca, jakkolwiek szczerze nam przychylna, jednak widząc nasze drobne siły, nie śmiała jawnie się oświadczyć za powstaniem, bośmy nie byli w stanie bronić jej przed zemstą moskiewską.