Chęć zaprowadzenia ładu w nieładzie, odnalezienia harmonii w dysonansie i jednakowości w zróżnicowaniu jest formą instynktu intelektualnego, pierwotnym i podstawowym pragnieniem umysłu.
Władza jest poważaną, jeżeli jest pożyteczną i silną. Że dotąd umiałem być pożytecznym, patryoci się przekonali. Do zaprowadzenia rygoru czułem w sobie siłę i miałem nadzieję, że naród w krótkim czasie przekona się, że władza dyktatoryalna będzie szanowaną.
Interesujące byłoby ponowne odczytanie wyjściowego programu Solidarności – nie ma tam nic na temat kapitalizmu. Więcej natomiast na temat społecznego marzenia. Sądzę, że powinniśmy walczyć o to dziedzictwo, jest to sprawą zasadniczą, w przeciwnym razie – jeśli to marzenie o zbiorowej solidarności zniknie – będziemy żyli w przerażającym społeczeństwie, w którym rywalizacja rynkowa będzie współistniała z nowym rodzajem trybalizmu. Strasznie będzie się żyło w takim społeczeństwie. My – państwa postkomunistyczne, ujmując to w marksistowsko-mesjanistycznym stylu, mamy misję odnalezienia nowej formy… nie żartuję!… tak, żartuję, ale myślę o tym całkiem poważnie, wynalezienia nowej formy życia społecznego, która mogłaby uniknąć starych pułapek. Może jesteśmy w stanie ocalić ludzkość…
Stoimy w obliczu bezwstydnego cynizmu globalnego porządku, którego stróże jedynie wyobrażają sobie, że wierzą w swoje ideały demokracji, prawa człowieka i tak dalej. Poprzez takie działania, jak przecieki WikiLeaks wstyd – nasz wstyd za to, że tolerujemy taką władzę nad sobą – staje się jeszcze większy poprzez jej upublicznienie. Kiedy Stany Zjednoczone dokonują interwencji w Iraku na rzecz zaprowadzenia tam świeckiej demokracji, a konsekwencją jest wzmocnienie religijnego fundamentalizmu i o wiele silniejszy Iran, nie jest to tragiczny błąd polityka działającego ze szczerego serca, ale przypadek cynicznego oszusta, który załatwił sam siebie własną bronią.