Powieść J. R. R. Tolkiena ukończona przez autora w 1937 roku. Opowiada o przygodach hobbita związanych z tajemniczym pierścieniem. Pełny tytuł powieścito "Hobbit, czyli tam i z powrotem".
Śpiewu elfów, i to w gwiaździstą czerwcową noc, warto posłuchać, o ile, oczywiście, ktoś lubi te rzeczy.
Skrzynka bez zawiasów klucza i pokrywy, lecz złocisty w środku skarb kryje prawdziwy.
- Obyś zawsze zjawiał się w porę wszędzie, gdzie jesteś najbardziej potrzebny, choć najmniej spodziewany.
Zabijam kogo chcę i gdzie chcę, a nikt mi nie śmie stawiać oporu. (...) Moja zbroja warta jest dziesięciu tarcz, zęby służą mi za miecze, pazury - za włócznie, cios mojego ogona to grom, skrzydła niosą huragan, a mój dech - śmierć!
Dostojny Król spod Góry,
władca rzeźbionych skał,
wyzwanie rzuci murom,
odzyska to, co miał.
Przywdzieje znów koronę,
i harfę umie w dłoń.
Wśród murów pozłoconych
zadźwięczy pieśni ton.
Drzew morze nad doliną,
szum traw ucieszy lud,
a rzeki złotem spłyną
spod pałacowych wrót.
Wołają miasta, wioski,
strumieni śpiewa chór,
wnet zginą wszelkie troski,
powrócił Król spod Gór!
Otóż zrobiłem to! Teraz się przekonają! Podobniejszy do sklepikarza niż do włamywacza, co? Nie usłyszę więcej takiej uwagi.
Jeśli siądziecie na progu i będziecie myśleć długo, to w końcu chyba coś wymyślicie.
Dziwna rzecz: o tym, co najlepsze, i o dniach najmilej spędzonych niewiele się ma do opowiadania, a słuchanie o tym nie tak bawi słuchacza; za to o rzeczach przykrych, niepokojących czy wręcz groźnych można opowiadać wspaniałe historie i starczy tematu na długo.
-Ten malec łatwo wpada w zapał - rzekł Gandalf, gdy wszyscy znów siedzieli przy stole. -Miewa także dziwne ataki, ale to zuch nad zuchy, w razie czego będzie się bił jak smok (o Bilbo).
Lubił gości, lubił jednak znać osoby przychodzące do jego domu i wolał też zapraszać je z własnej chęci.
Przyszedł wreszcie, przyszedł dzień
Król wstępuje w groty cień.
Gad ubroczył krwią jej progi,
Tak wyginą wszystkie wrogi.
Długa lanca, ostry miecz,
Brama twarda, choć w nią siecz!
Złota śmiałe szuka serce,
Kres krasnali poniewierce.
Działa krasnoludów czar.
W ciszę mroków dźwięk się wdarł,
Tam gdzie mrok pod skałą władnie
I gdzie dziwy drzemią na dnie.
Już krasnale niżą wraz
Na drut srebrny błyski gwiazd,
A ze złotych drutów zgodnie
Dobywają harf melodię.
Górski tron już wolny znów!
Ludu, słuchaj naszych słów!
Rzucaj góry i doliny,
Bo królowi trza drużyny.
Zew nasz dudni niby młot,
Wróćcie do swych starych grot.
Król u bram już czeka oto-
W rękach skarby ma i złoto.
Przyszedł bowiem wreszcie dzień,
Że król wstąpił w groty cień.
Straszny Gad krwią zbroczył progi-
I tak zginą wszystkie wrogi.
Nie należy bowiem narażać się orłom, gdy się ma wzrost hobbita i siedzi się nocą w orlim gnieździe.
- Jakże wiele różnych znaczeń ma w twoich ustach „dzień dobry”! - rzekł Gandalf. - Tym razem chciałeś przez to powiedzieć, że masz mnie dość i że dzień nie będzie naprawdę dobry, póki stąd nie odejdę.
Wyśnione obiady nie napełnią żołądków. Nie można się też nimi podzielić.
Stwierdzić, że Bilbowi zaparło dech w piersiach, to stanowczo za mało. Odkąd ludzi zmienili język, którego nauczyli się od elfów w dniach, gdy cały świat był jeszcze cudowny i piękny, nie znamy odpowiednich słów, by wyrazić podobne oszołomienie.
Mrok płynął do sali przez małe okienko w stoku Pagórka, płomienie na kominku migotały — był kwiecień — a krasnoludy grały wciąż, grały, a cień brody Gandalfa drżał na ścianie. Ciemności wypełniły pokój, ogień zgasł, cienie zniknęły — a krasnoludy grały jeszcze. Nagle któryś zaczął śpiewać do wtóru melodii, potem inni przyłączyli swe głosy, niskie, przytłumione głosy krasnoludów przyzwyczajonych z dawnych czasów do śpiewania w swoich głębokich podziemnych siedzibach.
- A co, nie mówiłem? - zaśmiał się Gandalf. - Pan Baggins potrafi więcej, niż nam się wydaje.