Powieść s-f o rozbitkach z uszkodzonego statku kosmicznego i zetknięciu z obcą cywilizacją.
Czy ludność planety to dziecko, które weszło w ślepy zaułek, z którego można ją wyprowadzić za rączkę?
Przecież wiesz, że i na Ziemi istnieją pewne zjawiska nienazywane publicznie - chociaż się o nich wie. Na przykład w zakresie życia towarzyskiego, które byłoby niemożliwe bez pewnej dawki obłudy.
Jesteśmy ludźmi, kojarzymy i rozumujemy po ziemsku i wskutek tego możemy popełnić ciężkie błędy, przyjmując obce pozory za naszą prawdę, to znaczy układając pewne fakty w schematy przywiezione z Ziemi.
Zrozum, takie pojęcia abstrakcyjne, jak wiara, bóg, moralność, dusza, nie dają się w ogóle ujednoznacznić w obrębie kalkulatora.
Któryś tyran z rzędu wpadł widać na myśl, że własna anonimowość, przy istniejącym systemie władania, będzie korzystna. Społeczeństwo, niemogący skoncentrować oporu, skierować wrogich uczyć na konkretną osobę, staje się w jakiejś mierze jak gdyby rozbrojone.
Wiecie czego tu najbardziej brak? Trawy, zwykłej trawy. Nigdy nie przypuszczałem, że jest tak... potrzebna...
Na wszystko, co się zdarzy, masz gotowy, przywieziony z Ziemi schemat. Jeżeli jakiś szczegół nie pasuje, to go po prostu odrzucasz.
Astronautyka to czysty niepokalany płód ludzkiej ciekawości.