Przepisy unijne to tylko mała część naszych, polskich, a w dodatku wcale nie są one najgorsze. Wystarczy pojechać do krajów Europy Zachodniej i zobaczyć, jak funkcjonują tamtejsze gospodarstwa rolne, a stwierdzimy, że tam nie ma podobnych do naszych ograniczeń. Biurokracja to w dużej części polska specjalność.
Wolny rynek budowaliśmy tylko na początku lat 90., mniej więcej do 1995 roku. Od tamtego czasu w Polsce zaczął się odbudowywać system totalitarny.
Nie da się ukryć, że ta krzywda, ta próba, na którą zostałem wystawiony, zmieniła mnie. Bo z jednej strony teraz widzę, jak świat jest przesiąknięty złem. Wcześniej myślałem, że takie rzeczy się nie zdarzają, a jak zdarzają się, to przez przypadek. Jak mnie zamknęli, jak oskarżali, myślałem, że to przez pomyłkę. Że zaraz się wszystko wyjaśni, bo nie zrobiłem przecież nic złego. Że człowiek człowiekowi z premedytacją nie robi krzywdy. Teraz nie mam złudzeń. Widzę, że odchodzi się od etyki, że jest coraz większe przyzwolenie, też społeczne, na zło. Że nawet zaczyna się w niektórych przypadkach wmawiać, że zło jest dobre.
Bo wtedy, kiedy ja zaczynałem - na przełomie lat 80. i 90., liczył się tylko talent i ciężka praca. Ustrój, który wtedy panował, był niemal prawdziwym, teoretycznym wręcz wolnym rynkiem, gdzie nie urzędnik, ale dobra praca decydowały o sukcesie.
Tworzy się nowe i nowe prawa. Żyjemy w kraju, w którym państwo stara się uregulować niemal wszystko - od tego, czy mogę dać klapsa swojemu dziecko, po to, czy rolnik może wyciąć drzewko na swojej działce i jak ma zakolczykować swoją krowę.
Jak skończyłem pracę w Optimusie, to miałem bardzo wysoki cholesterol. Lekarze analizując moje wyniki powiedzieli, że do końca życia będę musiał brać lekarstwa. Przypomniałem sobie co mówiła Pani profesor. No więc poprosiłem małżonkę, by stale w domu był bundz z naszego mleka (rodzaj owczego sera - przyp. redakcji). No i ja, nie biorąc żadnej tabletki, dzięki terapii opierającej się na bundzu i serach żółtych mam teraz poziom cholesterolu jak u noworodka – wszystko w normie.
Uważam, że prawdziwy sukces osiągany jest ciężką pracą. Każdy inny sukces jest ulotny, chwilowy. Obojętnie, czy się jest w ogromnej firmie, czy w małej trzeba się zaangażować bez reszty.
Spotkałem w życiu wielu bogatych ludzi. Zauważyłem jednak, że ludzie bogaci nie są szczęśliwi. Praca dla nich jest jak narkotyk. W biznesie tak się człowiek zatraca, że gubi czas na życie, na rodzinę... a to przecież jest szczęście!
Optimusa założyłem w akcie rozpaczy. Wyrzucono mnie z pracy, bo w socjalistycznym przedsiębiorstwie próbowałem wprowadzać rynkowe metody. Ale to, co powstało z tej rozpaczy, jest najwspanialszą przygodą w życiu.