Publiczne inwestycje nie są w stanie zastąpić prywatnych. Gdyby mogły, to socjalizm skutecznie konkurowałby z kapitalizmem.
Nie można odejść skutecznie od socjalizmu, nie dokonując radykalnej reformy państwa. Prywatyzacja to nic innego jak zmniejszenie władzy polityków. 80 proc. dyskusji w polityce, często głupich i bałamutnych, dotyczy państwa i gospodarki. Ci, którzy kompletnie się na tym nie znają, albo którym to zwisa, nie mogą dobrze służyć krajowi. To główny nurt.
Im mniej polityki w społeczeństwie, w tym - w gospodarce, im więcej wolności w ramach dobrego prawa, tym lepiej. O to, żeby było jak najwięcej wolnego wyboru i praworządności cały czas trzeba się bić.
Pieniądze nie rosną na drzewach ani nie znajduje się ich pod ziemią, jak wiele osób sądzi. W przeszłym systemie było wiele przywilejów, rozdawanych w latach 80. Władza usiłowała się przypodobać, władza stanu wojennego.
W ZUS są tylko zapisy ewidencyjne, a nie realne pieniądze.
Jeżeli przyjmiemy pogląd socjalistyczny, że wszystko jest państwowe z natury, włącznie z pieniędzmi, to wszystko jest państwowe.
Decyzja rządu o zmianach w systemie emerytalnym została przedstawiona jako prosta operacja techniczna. Tymczasem dotyka ona fundamentalnych spraw: uczciwości w życiu publicznym, powagi państwa i prawa, rozwoju polskiej gospodarki. Tylko przy tendencyjnych założeniach można dowodzić, że na tej operacji nikt nie straci, a może niektórzy skorzystają.
Zmarnowaliśmy bardzo dobry okres 2005–07, gdy można było stosunkowo łatwo reformować finanse publiczne. Przez ostatnie dwa lata trwał paraliż decyzyjny wywołany wetem prezydenta. Problemy narastały, choć nie przybrały katastrofalnego rozmiaru. Jeżeli jednak na szczytach państwa utrzyma się paraliż, który utrudni podejmowanie niezbędnych działań, Polska będzie postrzegana jako kraj o rosnącym ryzyku politycznym. Bardziej uważni analitycy już się wpatrują w sondaże wyborcze i zastanawiają, czy po wyborach będziemy mieli scenariusz politycznego paraliżu i wrogości na szczytach państwa, czy scenariusz, który stworzy szansę, choć nie gwarancję na działania, które oddalą od Polski ryzyko kryzysu.
To, czego potrzebuje strefa euro i cała UE, to jak najwięcej klasycznej ekonomii, nie Keynesa, ale Adama Smitha.
Powinien istnieć elastyczny rynek pracy, nie za duża ochrona przez zwolnieniami, by przedsiębiorstwa chciały zatrudniać. Najlepiej, żeby nie było płacy minimalnej lub przynajmniej by nie była zbyt wysoka, gdyż wówczas część najniżej kwalifikowanych pracowników nie znajduje pracy. I oczywiście jak najmniejsze obciążenia podatkowe i regulacyjne, które mogłyby zniechęcać pracodawców do tworzenia miejsc pracy.
Jest dwóch Stiglitzów. Jeden to wybitny matematyczny ekonomista, który za wkład w teorię ekonomii zasłużenie dostał Nagrodę Nobla, i drugi – publicysta, którego twierdzenia nie bardzo różnią się od tez Leppera i nie są związane z jego wkładem do teorii ekonomii. Jest on bardziej szkodliwy, gdyż jego poglądy są brane na poważnie, ze względu na Nagrodę Nobla.
Euro jest do tej pory wielkim sukcesem. Przypominam sobie hiobowe ostrzeżenia, że będzie słabą walutą i cały projekt padnie. Wiadomo było jednak, że dla utrzymania spójności strefy euro potrzebna jest minimalna dyscyplina fiskalna poszczególnych krajów członkowskich.
Brak własności prywatnej równa się Włoszczowa.
Najpierw słyszymy zapowiedzi rozliczania inwestorów, którzy już zainwestowali, a na koniec zachęca się kapitał do inwestowania.
Szybki, nieprzerwany rozwój – a tego potrzebuje dziś Polska – nie jest kwestią poglądów, ale wiedzy. Tak jak nie ma prawicowej czy lewicowej wiedzy o budowie mostów, tak nie ma prawicowej czy lewicowej wiedzy o tym, jak zmniejszyć bezrobocie.
Czasami, jak są kryzysy budżetowe, to one włączają się niespodziewanie. To nie znaczy, że nie było wcześniej ostrzeżeń. Jesteśmy w fazie ostrzegania i nikt chyba nie może powiedzieć, że ostrzeżeń jest mało. Można powiedzieć tak: Przez ile czerwonych świateł można przejechać bezpiecznie?
Nie można gospodarki napełnić jak gąbki pieniądzem. Trzeba mozolnie budować zaufanie do pieniądza. Nikt nie przegrał na mocnym pieniądzu, zawsze się przegrywa na inflacji i ludzie to rozumieją.
Polityka społeczna, która podważa rozwój gospodarki, jest w istocie polityką antyspołeczną.
Trzeba zakończyć z fałszywą grą, w której ludzie udają, że pracują, a państwo udaje, że płaci.