Jestem kabotynem, który daleko posuniętą ironią zwalcza swoje kompleksy i znieczula się na niedogodności losu.
Przecież ja pamiętam faceta, który dwa tygodnie leżał na dnie Wisły. Jak on pięknie wyglądał! Wojciech Mann przy nim to mister anoreksji.
Dlaczego chciałem zostać perkusistą? Żeby być hałaśliwym gnojkiem, zwracającym na siebie uwagę. To samo z dziennikarstwem.
Przyjaźń jest dla mnie słowem z listy słów mocno ekskluzywnych. [...] Ja jestem trudny do przyjaźnienia się. Nowotworem przyjaźni w show-biznesie jest rywalizacja. O sukces, sławę, kobiety. Nie znam tego z tomiku aforyzmów, a niestety z doświadczenia.
Uczestniczyłem ostatnio w pogrzebie Ani Przybylskiej. Ksiądz w kościele mówił z zaangażowaniem sprzedawcy mebli. O jednej z najcudowniejszych istot, jakie znałem, wygłaszał frazesy rodem z Wikipedii. Padały slogany o tym, że „Bóg jest łaskawy i sprawiedliwy”. To największe kłamstwo, jakie czytałem, od dwóch tysięcy lat. Tylko bezlitosny egoista potrafi zabrać młodą matkę trójce dzieciaków.
Boję się ludzi, którzy tak ochoczo drą ryja, ilu to mają przyjaciół. Jeśli siedzenie na Placu Zbawiciela i patrzenie, czy inni nas widzą, jest aktem przyjaźni, to ja wolę być sam.
Zawsze chciałem, żeby kobieta była dla mnie zagadką. A w momencie, kiedy znacząco patrzy na swój serdeczny palec, to zagadką nie jest.
Zapytali mnie dlaczego przeszedłem do TVNu i odpowiedziałem, że są trzy wartości, które cenię: profesjonalizm, profesjonalizm i jeszcze raz pieniądze.
Warszawka to jest jedno z najbardziej skundlonych pojęć i śmieję się z niego, a jednocześnie do niego przynależę, ale mnie to w ogóle nie obchodzi.
Nie znam drugiego tak towarzyskiego człowieka, który tak by lubił samotność jak ja.
Moja definicja szczęścia to umiejętność sprostania swojej wyobraźni.
Kobiecość to największy narkotyk. Uwielbiam towarzystwo kobiet, ich wrażliwość.
Jestem solistą od urodzenia. Wszelkie subkultury, które wymagają, by mówić to co inni, nosić się jak reszta, są mi genetycznie obce. Uniformizacja jest dla mnie nieszczęściem.
Jestem kobieciarzem. Podobają mi się prawie wszystkie kobiety.
Ja wiem, co to znaczy strata kogoś bliskiego. Natomiast to, jak ja to przeżywam, a jak ja to artykułuję to są moje prywatne sprawy.
Ja jestem jednoosobową fabryką spreparowanych życiorysów, kłamcą lustracyjnym i medialnym, dlatego, że uważam, że mój świat, moja prywatność, moja mama, mój brat, moja dziewczyna, mój chłopak, ktokolwiek jest mój, to jest mój bardzo prywatny secret garden i do niego nie wpuszczam.
Ja jestem człowiekiem konfliktowym. Ja jestem przede wszystkim solistą i zespół ludzi, współpracownicy, partnerzy, jakkolwiek ich nazwiemy, muszą być trochę skrojeni na miarę mojego formatu. To fatalnie brzmi, narcystycznie, ale taka jest prawda, żebym ja mógł dobrze funkcjonować. I najlepiej mi się pracuje z ludźmi, których sam sobie selekcjonuję. Jestem selekcjonerem ludzi, którzy tylko mi mówią komplementy.
Interesuje mnie frywolny przekaz, dlatego że żyjemy w kraju dosyć stęchłym, ciasnym mentalno, katolicko-zaściankowym. Mój program jest pewnego rodzaju kontrrewolucją.