Nie na darmo mówi się, że to najtrudniejszy i najgroźniejszy rajd świata. To wyzwanie dla ludzi najtwardszych i najsilniejszych. Pustynia nie toleruje pomyłek, półśrodków czy prowizorki. Trzeba być naprawdę bardzo dobrze przygotowanym technicznie, kondycyjnie i psychicznie. Dakar przyciąga śmiałków z całego świata, lecz duża część z nich nie daje rady dojechać do mety.
I tu i tu śmierć zagląda ci w oczy. Znacie takie powiedzenie, że lepiej zginąć niż przegrać? Moim zdaniem to właśnie przełamanie własnego strachu zmienia chłopców w mężczyzn. Są takie momenty – nie tylko w rajdzie, ale też w życiu – że albo zginiesz, albo wygrasz.
Ogolił mnie w Łodzi na torze cartingowym (śmiech). Faktem jest, że wózki były niedoważone. Ja 90-kilowy chłop, a on kilkunastoletnie dziecko. Nie umniejszam jednak jego sukcesu. Byłem zadowolony z tego wyniku, bo widziałem, jaki potencjał jest w tym chłopaku. Fenomenalny. Bardzo bym chciał, żeby wrócił do zdrowia.
Mógłbym być mistrzem świata WRC. Jestem o tym święcie przekonany. Ale w odpowiednim momencie popełniłem kardynalny błąd, odrzucając propozycję zostania kierowcą testowym. Myślałem sobie: „frajerzy, ja nie jestem od testowania, tylko od wygrywania, wszystkim wam dokopię”.
Kiedy pojawiłem się pierwszy raz na Dakarze i zobaczyłem panów po 60-tce, pomyślałem sobie: „nie no, tych to jedną ręką objadę”. A później ze zdziwieniem patrzyłem jak to oni rozdają karty. Zrozumiałem, że jeszcze wiele muszę się nauczyć.
Zrobiłem to i teraz wiem, że Dakar jest jak choroba, jak narkotyk - uzależnia od pierwszego razu i nie można się z niego wyleczyć.
Nie mogłem się powstrzymać od łez. Ja, dorosły facet, płakałem, patrząc na mijające mnie pojazdy. Nie mogłem się z tym pogodzić, że to już koniec, że nie tylko mój wielomiesięczny wysiłek włożony w przygotowania, ale i mechaników oraz wspierających mnie osób, poszedł na marne. Jak mówię teraz o tym, zakleszcza mi się gardło.
Siadam w fotelu, zakładam kapcie, ale ciągle jest to fotel rajdowy, a kapcie w zależności od nawierzchni: szutrowe, albo slicki. Sam zdecyduję kiedy powieszę kask na kołek...