Zobacz listę filozofów
A ja uważam, że dzisiaj nie można być lewicowym, nie zgłębiwszy do samego dna choćby źródeł zła stalinizmu, nie wystarczy uznać jego zbrodni.
Proszę sobie przypomnieć choćby historię Polski po 1989 roku: kiedy komunizm upadł, cyniczni ekskomuniści nadawali się zazwyczaj lepiej do sprawowania władzy niż dawni dysydenci. Dlaczego tak było? To nie był żaden spisek, który przywołują wasi bliźniacy. Stało się tak dlatego, że o ile bohaterowie antykomunistycznych rewolt nadal śnili na jawie, dawni komuniści nie mieli najmniejszych kłopotów z zaakceptowaniem bezlitosnych reguł kapitalizmu. Oni okrucieństwo mieli we krwi. To był wielki paradoks postkomunistycznego świata: antykomunistyczni bohaterowie stanęli po stronie utopijnego snu o prawdziwej demokracji, a dawni komuniści wybrali okrutną rzeczywistość skuteczności rynku, włącznie z korupcją i wszelkimi brudnymi sztuczkami.
Komunizmu nie da się obronić w żaden sposób. To była totalna porażka. Z kolei spóźnieni antykomuniści, których pełno w Polsce, na Węgrzech czy w Słowenii, na pytanie, dlaczego nasze życie bywa nadal tak podłe, skoro kapitalizm jest lepszy od socjalizmu, odpowiadają: „Ponieważ to jeszcze nie jest prawdziwy kapitalizm. Nadal rządzi nami wąska grupa komunistów. Dlatego potrzebujemy nowej czystki, musimy powtórzyć antykomunistyczną rewolucję”. To niezwykle zabawne, że dzisiejsi antykomuniści używają najbardziej zużytej goszystowskiej kliszy, zgodnie z którą demokracja w kapitalizmie to jedynie maska, skrywająca bezwzględną władzę wąskiej sekty bogaczy. Innymi słowy, ci spóźnieni neofici antykomunizmu nie dostrzegają, że to, co demaskują jako wypaczony pseudokapitalizm, jest w rzeczywistości kapitalizmem tout court.
Kino jest najbardziej perwersyjną ze sztuk nie daje ci tego, czego pożądasz, ale mówi jak pożądać.
Każdy idiota potrafi podążać za naturą, ale czy nie jest prawdziwie wielką rzeczą powiedzieć: „Kocham cię tak bardzo, że złamię dla ciebie wszystkie prawa przyrody”?
Jest taki stary dowcip. Pytają Marksa, Engelsa i Lenina, kogo wolą: żonę czy kochankę. Marks odpowiada: „Żonę”. Engels: „Kochankę”. A Lenin mówi: „Obie”. I wszyscy się dziwią: „Jak to, Lenin, przecież z ciebie jest taki asceta. Po co ci żona i kochanka?”. A on wyjaśnia: „Jak to po co? Kochance będę mówił, że jestem u żony, a żonie, że u kochanki”. „No, ale co będziesz robił w tym czasie?”. Lenin na to: „Jak to co? Uczył się”. Kiedy byłem w szkole, na wszystkich ścianach wisiało przesłanie Lenina do młodych ludzi: „Uczitsia, uczitsia, uczitsia”. Dziś znowu jest aktualne.
Interesujące byłoby ponowne odczytanie wyjściowego programu Solidarności – nie ma tam nic na temat kapitalizmu. Więcej natomiast na temat społecznego marzenia. Sądzę, że powinniśmy walczyć o to dziedzictwo, jest to sprawą zasadniczą, w przeciwnym razie – jeśli to marzenie o zbiorowej solidarności zniknie – będziemy żyli w przerażającym społeczeństwie, w którym rywalizacja rynkowa będzie współistniała z nowym rodzajem trybalizmu. Strasznie będzie się żyło w takim społeczeństwie. My – państwa postkomunistyczne, ujmując to w marksistowsko-mesjanistycznym stylu, mamy misję odnalezienia nowej formy… nie żartuję!… tak, żartuję, ale myślę o tym całkiem poważnie, wynalezienia nowej formy życia społecznego, która mogłaby uniknąć starych pułapek. Może jesteśmy w stanie ocalić ludzkość…
I nawet jeżeli nasi premierzy czy prezydenci bywają błaznami, nie powinniśmy się śmiać z nich zbyt głośno. Jest taki dowcip braci Marx: „Ten człowiek wygląda jak skorumpowany kretyn i zachowuje się jak skorumpowany kretyn – ale to nie powinno nikogo mylić. On naprawdę jest skorumpowanym kretynem”. To samo można powiedzieć o teflonowych politykach-klaunach: mimo że są tym, kim wydają się być, ich wygląd i tak kompletnie nas myli.
Mamy do czynienia z postmodernistycznymi politykami, od których nikt nie oczekuje, że zrealizują swój wyborczy program. To czyni ich odpornymi na wszelką sensowną krytykę: bo skoro ich słowa i tak nic nie znaczą, to co w ogóle można im zarzucić. To się zaczęło jeszcze za Reagana (nic dziwnego, że pionier tego trendu był aktorem): jego popularność szła do góry właśnie wtedy, gdy dziennikarze wytykali mu kłamstwa lub błędy.
Grozi nam demokracja, w której wszystko zostaje zredukowane do zrytualizowanych i pustych w środku skorup. Najdoskonalsze ucieleśnienie tego zjawiska stanowią dziś Berlusconi i Putin: wybory są tylko formalnością, one jedynie „zatwierdzają” władzę. Zarówno Putin, jak i Berlusconi mają poparcie 60 proc. wyborców – mimo że sytuacja gospodarcza w obu krajach bardzo się pogorszyła. Nic dziwnego, że są tak bliskimi przyjaciółmi.
Emir Kusturica jest też ideologiem Miloszevicia. Jaki on sprzedaje wizerunek dawnej Jugosławii w filmie Underground?! Całkowicie zmitologizowany, folklorystyczny świat gdzie ludzie jedzą, piją, biją i pieprzą się na okrągło. Kusturica daje Zachodowi taki mit jaki Zachód chce dostać. To było wygodne dla serbskich komunistów, oni zresztą dali na ten film pieniądze. Oni myślą tak: niech ci pisarze, filmowcy, intelektualiści sprzedają mit Bałkanów, zwariowanej krainy, a o te czystki etniczne nie da się nikogo obwinić, to takie już nasze tysiącletnie zwyczaje.
Dziś podnoszą się głosy domagające się kapitalizmu z ludzką twarzą. Tymczasem pytanie brzmi: czy obecne problemy da się rozwiązać w ramach istniejącego systemu? Odpowiedź jest jednoznaczna: nie.
Dzisiejsza sytuacja historyczna nie tylko nie zmusza nas do porzucenia pojęcia proletariatu, ale wprost przeciwnie – musimy je właśnie zradykalizować do takiego poziomu, o jakim się Marksowi nawet nie śniło. (…) Mamy do czynienia z trzema procesami proletaryzacji: to czająca się groźba katastrofy ekologicznej, nieodpowiedniość własności prywatnej dla tzw. własności intelektualnej oraz społeczno-etyczne konsekwencje nowych osiągnięć nauki i techniki.
Dla mnie prawdziwa tragedia dzisiejszego tolerancyjnego liberalizmu polega na tym, że brak w nim wymiaru wspólnotowego. I nie bardzo wiemy, co z tym zrobić. Jedyne lekarstwo to ciągłe moralizowanie, penalizacja zachowań, które mogą kogoś urazić: bardziej surowe prawo dla rasistów, reguły poprawności politycznej w odniesieniu do mniejszości seksualnych itd., fanatyczne wyszukiwanie, czy jakiś sposób nazywania Romów to już przestępstwo, czy jeszcze nie.
Czyż prawdziwego stanowiska ukrytego w argumentacji chrześcijańskich fundamentalistów bez zastrzeżeń popierających izraelską politykę i odrzucających jej lewicową krytykę nie oddaje najlepiej wspaniała karykatura opublikowana w lipcu 2008 roku w wiedeńskim dzienniku „Die Presse”? Przedstawia ona dwoje krępych Austriaków w strojach nazistów, jeden z nich trzyma w rękach gazetę i mówi do swojego przyjaciela: „Znowu widać, jak w pełni usprawiedliwiony antysemityzm jest nadużywany do taniej krytyki Izraela!”. TO są dzisiejsi sojusznicy państwa Izrael. Zadajmy sobie jeszcze raz pytanie, jak do tego doszło?
Czujemy się wolni, ponieważ brakuje nam samego języka, by wyartykułować nasze zniewolenie.
Człowiek zyskuje wolność, gdy uwolni się od swego otoczenia. Tylko tak może zyskać jednostkowość. Krok ten musi jednak przypłacić szaleństwem. Ceną za wolność jest obłęd.
Czasami nierobienie niczego jest najbardziej brutalną rzeczą jaką możemy zrobić.
Co więc dziś uznajemy za możliwe? Spójrzmy na media. Z jednej strony w sprawach technologii i seksualności wszystko wydaje się możliwe. Można polecieć na Księżyc. Dzięki biogenetyce możliwa staje się nawet nieśmiertelność. Można uprawiać seks ze zwierzętami. Ale przyjrzyjmy się dziedzinie społecznej i ekonomicznej. W nich niemal wszystko uznaje się za niemożliwe. Chcesz niewielkiej podwyżki podatków dla bogatych – mówią, że to niemożliwe, bo przestaniemy być konkurencyjni. Chcesz, żeby przeznaczano większe środki na służbę zdrowia – mówią, że to niemożliwe, bo to by oznaczało państwo totalitarne. (…) Jesteśmy komunistami jedynie w takim sensie, że zależy nam na tzw. dobrach wspólnych (commons). Na dobrach wspólnych natury. Na dobrach wspólnych sprywatyzowanych przez instytucję własności. O to i tylko o to powinniśmy walczyć.
Mężczyzna nigdy nie kocha się z rzeczywistą kobietą, on zawsze kocha się z fantazją na temat kobiety, w tym znaczeniu seks jest tylko rodzajem masturbacji.
Małe księgarnie, gdzie godzinami można szperać po regałach, wymierają. Księgarnie internetowe, jak Amazon, nie nadają się do takich poszukiwań. Można tam co najwyżej zamówić książkę, którą się już zna. Na tym zresztą polega różnica między gazetą a internetem. Sieć jest tak wielka, że daje informacje tylko na temat tego, czego się szukało. Czytając gazety, można natomiast trafić na coś, o czym nie miało się bladego pojęcia. Mam oczywiście na myśli dobre gazety.