I tańczą, podłoga z desek dudni pod obcasami, skrzypkowie szczerzą się odrażająco znad pochylonych instrumentów. Nad nimi wszystkimi góruje tańczący nago sędzia, szybko i żwawo poruszając małymi stopami, teraz przyspieszając kroku, kłaniając się damom, ogromny i bezwłosy niczym olbrzymi noworodek. Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Ma lekkie, zwinne stopy. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.
A ci, którzy tańczyli, zostali uznani za szalonych przez tych, którzy nie słyszeli muzyki.
Delikatność i godność wypływa z głębi serca, a nie z lekcji tańca.
Nie przestaję tańczyć. Może nie każdy krok jest prawidłowy, jednak tańczę z całego serca.
Wszystko, co wygląda łatwo i pięknie, jest trudne. Ale w odniesieniu do tańca można mi wmówić wszystko. Staram się oceniać uczestników pod względem wrażenia estetycznego, jakie wywierają.
Taniec jest z pewnością najbardziej podstawowym i istotnym z wszystkich form wyrazu.