Powiązane osoby: Lech Wałęsa; Jacek Kuroń; Leszek Balcerowicz; Lech Kaczyński; Jan Paweł II; Jarosław Kaczyński; Aleksander Kwaśniewski; Edward Gierek; Leszek Miller; Adam Ciołkosz; Bolesław Bierut; Wojciech Jaruzelski; Mieczysław Rakowski; Czesław Kiszczak; Tadeusz Mazowiecki
Kiedy powoli kraj nasz cały
zbrodniczej bredni cień pokrywał,
oni w tym cieniu dzielnie rośli
jak grzyb trujący i pokrzywa.
Szmaciaków wyhodował ustrój
ze trzy już chyba pokolenia.
Studiowanie w tamtym czasie czegokolwiek, a już rusycystyki w szczególności, było piekłem.
W oszukiwanych, gnębionych tłumie
zakiełkowało nieznane ziarno
i w Sierpniu w Gdańsku każdy zrozumiał,
że najważniejsza jest Solidarność.
A oto nagle: któż to kroczy?
Tłum frankensteinów widzą oczy.
Łapska ogromne, móżdżek – tyci.
To nowa rasa jest – zomici,
wyhodowana w jednym celu:
by wszystkich bili w PRL-u.
Toteż łomoczą tak, jak leci:
chromych, kobiety, starców, dzieci,
a nawet mimo strasznych krzyków
sprali dwie żony pułkowników.
Syndrom Powstania powstrzymywał społeczeństwo od skrajnych form działania w latach zrywów 1956, 1970, 1980, ale z drugiej strony doskonała świadomość tego faktu wpływała moderująco na ocenę postawy społeczeństwa polskiego ze strony Moskwy i znacznie oględniejszy w sumie stosunek ZSRR do satelickiej Polski niż do innych państw bloku wschodniego.
Tymczasem kurator zawiadomił, że jest chory, ale przyjechał do nas pan z ministerstwa. I tak rzekł do nas: "Drogie dzieci. Poruszyłyście problem ważki i interesujący. Książka pod tytułem «Marta» Elizy Orzeszkowej opowiada o dawnych czasach wyzysku kapitalistycznego. W Polsce Ludowej kobieta nie musi dokonywać takiego strasznego wyboru i dlatego powinnyście kochać naszą Polskę Ludową. W naszej ojczyźnie młoda kobieta, gdy ma chore dziecko i potrzebuje lekarstwa dla niego, nie musi ani żebrać, ani kraść, ani też oddawać się za pieniądze, bo jesteśmy ubezpieczeni, a zawdzięczamy to wszystko naszym osiągnięciom, których młodzież jakże często nie docenia. Takie książki jak «Marta» pozwalają wam zrozumieć przemiany, jakie nastąpiły w naszej ojczyźnie".
W momencie dokonania się transformacji ustrojowej, zaczęło brakować powodu do buntu. Od tego momentu filmy przestały powstawać przeciwko czemuś lub komuś. A wcześniej często nie było ważne czy film jest dobry, tylko jak mocno wali w tyłek komunizm. W obliczu nowej sytuacji trzeba było stanąć na nogi i zdać sobie sprawę, że liczy się także pewna estetyka, wartość dramaturgiczna. Połowa z filmów, które w tamtym okresie zrobiłem, jest nic nie warta, mimo iż większość z nich była głośna, uderzała w ustrój, w którym żyliśmy. W tej chwili są one nie do oglądania. Te ważniejsze uratowały się dlatego, że wynikały z przekonania, iż nie trzeba uderzać w rzeczy społeczne, podstawowe. Powinno się robić kino prawdziwe. Jeśli uderza się w rzeczy, które nie są prawdziwe, to jest to do dupy. Natomiast jeśli film ma psychologię, opowiada o ludzkim cierpieniu, namiętnościach, które zostają pogrzebane, to zaczyna być dobry, prawdziwy.
Okres PRL-u postrzegałem od pewnego momentu jako straszliwie nudny. Wszystko było wówczas z góry przesądzone, przypominało pewien rytuał. Nowa rzeczywistość na pewno jest ciekawsza i – jeśli spojrzeć na nią szeroko – bardziej inspirująca.
Do momentu transformacji wzorcem było przyzwoite zachowanie. Było wiadomo, że się jest przeciwko bezprawiu, totalitaryzmowi, cenzurze. Po upadku komunizmu trzeba się deklarować precyzyjniej.
Ja nawet miałem na przełomie liceum i studiów taki opozycyjny epizod. W Toruniu powstała pewna organizacja – totalna amatorka, Filomaci i Filareci byli przy tym super zorganizowani. Biegaliśmy z ulotkami po Toruniu, robiliśmy napisy na murach, potem się cieszyliśmy, gdy przyjeżdżała ekipa i brała próbki farby. Mało tego, ktoś z naszej grupy wpadł, miał rozmowy na SB…
Mówiąc serio: mieliśmy wtedy od dawna poczucie, że realny socjalizm przegrał, ale że to my wyprowadzimy Polaków z niego najlepiej. Wierzyliśmy, że jesteśmy lepsi, bo naprzeciw nas stoją krzykacze, demagodzy i reakcjoniści. Okrągły Stół traktowaliśmy jako sukces. Ale wybory 4 czerwca były przykrą niespodzianką.
Gomułka miał wizję państwa niepolicyjnego, natomiast represyjnego wedle kaprysów. To były straszne rzeczy. (…) Pewnego dnia gdzieś w jakimś miasteczku koło Dęblina, na jakichś wałach chłopiec zgwałcił i zamordował dziewczynę. Po czym okazało się, że jego kolega też (…). Zrodziła się psychoza. I poszła dyrektywa, że w całej Polsce trzeba ścigać gwałty. Prokuratorzy mi opowiadali, że muszą „wyrobić” gwałty, bo są pod presją statystyk. Gomułka uznał, że to jest główny problem Polski. Minęły gwałty, zaczęły się afery mięsne. Wawrzecki poszedł wisieć. Skończyło się mięso, zaczęły się skóry, a w aferach skórzanych ludzie dostawali dożywocia.
Broniliśmy godności PZPR-owców, ludzi poprzedniej władzy. Trochę dlatego że sami się poczuwaliśmy do tej wspólnoty. Ale i dlatego że to zapewniało mojemu pismu klientelę. Myśmy to wymyślili także z powodów rynkowych, z wyrachowania. „Solidarność” była tabu, Wałęsa, Kościół też, więc zaczęliśmy walić w tabu.
W tamtej Polsce takiemu drągalowi trudno się było ubrać. Za granicą starałem się kupować ubrania, które przetrwają długi czas. Skórzana kurtka nadawała się idealnie. Potem pojawiałem się w niej przed kamerą tak często, bo w marynarce czy garniturze trudno byłoby chodzić po bunkrach czy włazić do czołgu.
Sądzę, że ludzie kupują wieprzowinę nie tylko dlatego, że jest ona tania, im się też wydaje, że to jest tradycyjne polskie jedzenie, bo schabowe robiła mama i babcia, ale nie wiedzą, że już prababcia nie robiła, gdyż to jest PRL-owska potrawa.
Kolorowe stroje były prowokacją z mojej strony. W ten sposób kontestowałem siermiężny i zaściankowy mieszczański sockonformizm oraz „elegancję” białych koszul i krawatów na gumkę.
Ideolodzy do spraw kultury i socjalistycznego wychowania młodzieży mieli twardy orzech do zgryzienia. Linia podziału pokoleniowego była wyraźna. To, co dla młodych w mojej postawie było fascynujące, dla ich rodziców, a wśród tych ostatnich byli przecież i notable partyjni, symbolizowało wzorce zachodnie. Do dziś pamiętam dyrektywy nieomylnych wychowawców młodzieży, żeby nie lansować „niemenków”. Sprawa zaszła za daleko. Świat mógł być dziwny, ale nigdy w socjalizmie.
Jak wszyscy w tamtej epoce był uzależniony od Wydziału Prasowego Komitetu Centralnego. Ale na szczęście się złożyło, że pewien sekretarz wydziału miał 10-letniego synka. Zadzwonił do redakcji, że moje komiksy mu się podobają: „można drukować, to jest nawet pożyteczne".
Nowy program PiS-u to mentalny powrót do PRL-u.
Czy nie ma jakiejś analogii między marksistowskim uwielbieniem dla klasy robotniczej, a uwielbieniem niektórych chrześcijan dla „narodu”?