Często mnie pytają, czy uczyłam się tańca klasycznego. Odpowiadam, że nie. Że to codzienne życie zmusiło mnie do takiej dyscypliny, jakbym godzinami ćwiczyła przy poręczy i każdego dnia chodziła na czubkach palców.
Nigdy się nie mówi o tym, że można umrzeć, bo zbyt często ma się już tego wszystkiego dosyć.
Śmierć nie robi sobie przerwy. Nie wie, co to letnie wakacje czy dni świąteczne, czy też umówiona wizyta u dentysty. Godziny najmniejszego ruchu, okresy gremialnych wyjazdów, autostrada prowadząca z dużego miasta nad morze, trzydziestopięciogodzinny tydzień pracy, płatne urlopy, Wigilia i Nowy Rok, szczęście, młodość, beztroska, piękna pogoda...śmierć się tym wszystkim nie przejmuje. Jest tu, wszędzie, cały czas. Nikt o tym tak naprawdę nie myśli, inaczej byśmy oszaleli.
Obydwoje pasujemy jak ulał na bohaterów powieści Victora Hugo. Jesteśmy jak pryzma wielkich nieszczęść, małych szczęść i nadziei.
Przez całe nasze życie spotykamy takich starszych, którzy nam mówią, że jakiś Święty Mikołaj nie istnieje, i przeżywamy kolejne rozczarowanie.
Byłam bardzo nieszczęśliwa, załamana nawet. Nie istniałam. W środku pusta. Czułam się jak moi najbliższy sąsiedzi, nawet gorzej. Funkcje życiowe działały, ale beze mnie. Nie czułam ciężaru swojej duszy, która waży - zdaję się- niezależnie od tego, czy ktoś jest gruby czy chudy, duży czy mały, młody czy stary, dwadzieścia jeden gramów. Ale ponieważ nigdy nie miałam skłonności do dramatyzmu, postanowiłam, że tak dalej być nie może. To nieszczęście musi się przeciez kiedyś skończyć.
Czas koi smutek. Nawet ten największy. Z wyjątkiem smutku matki czy ojca po stracie dziecka.
Jest coś silniejszego od śmierci - to trwanie nieobecnych w pamięci żywych.
Wspomnienie nigdy nie umiera, po prostu zapada w sen. (str. 273).
Brak, ból, to, czego nie można znieść, mogą sprawić, że przeżywa się i odczuwa rzeczy, które nie mieszczą się w głowie.
Dopiero, gdy się padnie na ziemię, można zmierzyć wielkość drzewa. (str. 268).
- Nie ma nic piękniejszego od nieba oglądanego przez słomkowy kapelusz. Lubię na nie patrzeć przez dziurki kapelusza, słońce mnie wtedy nie razi.
Wyobrażałam sobie swojego anioła stróża. Tego, który się spóźnił w dniu moich urodzin. No a potem wyrosłam. I zrozumiałam, że mój anioł stróż nigdy nie będzie miał umowy na czas nieokreślony. (str. 133).
Tak czy inaczej, w moim wieku żadne marzenie nie jest świeżej daty. Wszystkie są stare.
I w tej właśnie chwili zrozumiałem, że jest Pani kimś osobliwym. Że są kobiety niepodobne do żadnej innej. Że nie jest Pani niczyją kopią, jest Pani kimś.
Nie oceniaj każdego dnia po tym, co zbierzesz, ale po tym, co wysiejesz.
Lubię życie takie jak dzisiaj, ale życie warto przeżyć tylko wówczas, gdy można je przeżyć z przyjacielem.
(...) wiem, że zawsze będą ją nosić w sobie. I to właśnie jest wieczność.