Otrzymałem ateistyczne wychowanie i cieszyło mnie to do dnia, w którym zobaczyłem, że chrześcijanie są szykanowani. Nagle prowokacyjny i radosny ateizm mojej wczesnej młodości prysł niczym głupia dziecinada.
Rozumiałem moich wierzących przyjaciół i w przypływie solidarności i emocji niekiedy chodziłem z nimi na mszę. Czyniąc to, nie nabierałem pewności, że istnieje jakiś Bóg, byt kierujący naszymi przeznaczeniami. Co w każdym razie ja mogłem o tym wiedzieć? A oni, co oni mogli o tym wiedzieć? Czy byli pewni, że są pewni? Siedziałem w kościele z osobliwym radosnym poczuciem, że moja niewiara i ich wiara są dziwnie sobie bliskie.
Zmarłego traktuje się jako śmieć lub jako symbol. Podobny despekt wobec jego zanikłej indywidualności.
Wszyscy, stojąc czy siedząc, trzymają palec w jednym z otworów twarzy; w uchu, w ustach, w nosie; nikt nie czuje się oglądany przez innych i każdy marzy o napisaniu książki, aby móc wypowiedzieć swoje niepowtarzalne i unikatowe ja, które dłubie w nosie; nikt nie słuch a nikogo, wszyscy piszą i piszą, tak jak tańczy się rocka: samemu, dla siebie, w skupieniu nad sobą, choć wykonując te same ruchy co pozostali.
Człowiek pożąda wieczności, lecz może mieć tylko jej namiastkę: chwilę ekstazy.
Życie jest ciężkim, wiecznym wysiłkiem, by nie stracić siebie z pola widzenia, by być zawsze i silnie obecnym w sobie, w swojej "stasis". Wystarczy wyjść na chwilę z siebie, by od razu otrzeć się o obszar śmierci.
Rzeczywistość znamy jedynie w czasie przeszłym. Nie znamy jej takiej, jaka jest w chwili teraźniejszej, w chwili, w której się wydarza, w której jest. A chwila teraźniejsza nie jest podobna do wspomnienia o niej. Wspomnienie nie jest zaprzeczeniem zapomnienia. Wspomnienie jest formą zapomnienia.